środa, 13 października 2010

Wolna wola (Der Freie Wille) reż. Matthias Glasner


Tzw. mroczna strona osobowości to temat niełatwy i trudny, chociaż nie od wczoraj obecny w kinie, najczęściej, co zrozumiałe, w horrorze, ewentualnie w filmie z gruntu niszowym (Grandrieux, Dumont) ostatnio w bardzo mocnej odsłonie zaprezentowany w "The Killer Inside Me" Winterbottoma, ale też święcący triumfy w odpowiednio uatrakcyjnionej wersji w telewizyjnym "Dexterze" (zręcznej, emocjonującej, przyznaję). Film Glasnera jest ze znanych mi na ten temat o tyle inny, że może najbardziej z nich wszystkich realistyczny, nie pozbawiony drastyczności nie czyni z przemocy sedna fabuły, punkt ciężkości całkowicie przesuwając na szamocącego się bohatera.
Skazany za trzykrotny gwałt z pobiciem Theo po dziewięciu latach wychodzi z więziennego oddziału psychiatrycznego. Znajduje pracę, dziewczynę, dąży do normalności, ale brutalna strona jego natury odzywa się w nim coraz głośniej. Glasner nie stosuje uników. Co nie pozostawia wątpliwości Theo-gwałciciel jest odpychający, zły. Ale obok Theo odpychającego jest też Theo nieustannie zmęczony i udręczony sobą, który w fenomenalnej, przejmującej kreacji Jurgena Vogela nie budzi wstrętu, ale zwyczajne współczucie.
Reżyser nie wskazuje przyczyn, które sprawiły że Theo jest kim jest, w każdym razie nie dosłownie, gdyż te zaznaczone zostają niejako na boku, przy okazji. Niemal każda z postaci pojawiających się w "Wolnej woli" z czymś się zmaga, próbuje radzić sobie z własnym piekłem, którym w ten czy inny, ale zwykle szkodliwy sposób oddziaływuje na innych. Bliskich, dalekich. Rozmiary ich zagubienia są oczywiście odmienne i różne przedstawione (najdosadniej być może na przykładzie jednej z ofiar Theo) jednak zaletą tego bardzo odważnego filmu, że nie ma w tym przerysowania, świat odtworzony w "Wolnej woli" nie jest mroczny, zły, patologiczny. Jest zwyczajny.
Równorzędną bohaterką filmu jest Nettie (świetna Sabine Timoteo) pozostająca w męczącej, skomplikowanej relacji z emocjonalnie zachwianym ojcem dziewczyna, której uczucie przez chwilę będzie dla Theo szansą na normalność. Przez chwilę, gdyż będąc realistą, rozumiejąc, że tytułowa wolna wola w najlepszym razie pozostać musi pytaniem, reżyser nie czyni ze swojego filmu jednego z tych, w których miłość ocali. Ale – przychodząc nie od strony atrakcyjności a wzajemnej słabości – przynajmniej się pojawi, przekonująca, prawdziwa, w samem centrum piekła innego. Naprawdę piękny film. Ale bolesny, przy drugim seansie nawet bardziej niż przy pierwszym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz