wtorek, 11 stycznia 2011

Trylogia Terence'a Daviesa (1976 - 83)


Trzy powstałe w paroletnich odstępach krótkometrażowe filmy ("Dzieci", "Madonna z dzieciątkiem", "Śmierć i przemienienie") silnie osadzone w rzeczywistych doświadczeniach/wspomnieniach autora, ale wychodzące z czasem w wyobrażoną przyszłość. Nadrzędną rolę odgrywa w "Trylogii" homoseksualizm, co już samo w sobie czyni z niej najbardziej pesymistyczną część autobiograficznych obrazów Terence'a Daviesa. Kluczowe dla następnych filmów motywy są tu albo nieobecne, jak kino z "Kresu długiego dnia", albo - jak rodzina z "Odległych głosów..." - ograniczone do tego, co w nich boli najbardziej. Sam homoseksualizm to w daviesowskim wspomnieniu przede wszystkim przestrzeń grzechu i wstydu, odmienność skazująca na samotność, która obejmie całe życie.

"Trylogia" - zwłaszcza w swojej ostatniej części - ma w sobie coś z sennego koszmaru. Nie ma miejsca na odcienie: wszystko jest czarne, beznadziejne. Szkoła jest dla bohatera miejscem zaszczucia, i ze strony rówieśników i nauczycieli; dom to z jednej strony despotyczny ojciec, z drugiej matka, która nie pogodzi się z odmiennością syna. Odmienności tej nie pogodzi też bohater z katolicką wiarą, w której został wychowany; chwile seksualnego spełnienia, naznaczone świadomością grzechu, nie mogą więc być inne niż upokarzające.

Wcale nieczęsto zdarza się film do tego stopnia przygnębiający, który nie sprawiałby przy tym wrażenia nadużycia. "Trylogia" ze względu na swój bardzo szczery, intymny charakter nie sprawia, choć jednocześnie w dość oczywisty sposób nie jest to film, który dążyłby wyłącznie do "wiernego" przedstawiania pewnych wydarzeń z pewnej przeszłości. Równie ważne, a może nawet ważniejsze niż to, co się wspomina staje się to jak się wspomina. A wspomina się z bólem. "Trylogia" to ciąg połączonych ze sobą obrazów naznaczonych głębokim pesymizmem, to zobrazowana trauma: pamięć człowieka nieszczęśliwego w swoim procesie całkowicie temu nieszczęściu podporządkowana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz