czwartek, 14 lipca 2011

List od nieznajomej kobiety, reż. Jinglei Xu (2004)

Adaptacja opowiadania Stefana Zweiga, z akcją z przeniesioną z Wiednia początku XX wieku do Chin tego samego okresu. Z pisanego na krótko przed śmiercią autorki tytułowego listu jego adresat pisarz i trochę lowelas Mr Xu dowiaduje się o trwającym blisko dwadzieścia lat uczuciu, którym darzyła go kobieta, tyleż "nieznajoma" co zapominana - pojawiająca się w jego życiu trzykrotnie; najpierw jako mieszkająca po sąsiedzku - a pozostająca dla niego raczej niewidzialna - dwunastolatka, w sześć lat później jako już dorosła dziewczyna, z którą połączył go kilkudniowy romans, a po kolejnych latach, jako znów nierozpoznana atrakcyjna kobieta "z towarzystwa", z którą spędził jedną noc... Brawurowo napisane opowiadanie Zweiga było w pierwszej kolejności opowieścią o bezgranicznej miłości, obsesyjnej i "trzeźwej" jednocześnie, świadomej siebie, swego w jakimś sensie ułomnego kształtu - o podążaniu za uczuciem, które pozostawało u podstaw każdej z decyzji samotnej bohaterki. W swoim bardzo pięknie opowiedzianym (i fotografowanym) filmie Jinglei Xu (również odtwórczyni głównej roli) nie rezygnuje z tego, jest do końca wierna literackiemu pierwowzorowi, choć w jej interpretacji - w której w nieunikniony sposób to obraz zastępuje często intensywny potok słów narratorki opowiadania -"List od nieznajomej kobiety" staje się historią jakby mniej "melodramatyczną" a bardziej stonowaną, melancholijną, wciąż przejmującą: jest tyleż filmem o wielkiej, a w spotęgowany sposób nieodwzajemnionej miłości, co filmem o napięciu między (nie)pamięcią a uczuciem; także o wpisanym w to drugie paradoksie, że będąc tą siłą, która jak nic innego potrafi wpływać na czyjeś 'ja'": myśli/decyzje/życie jest jednocześnie czymś wyłącznie odczuwanym, bez dowodu, nienamacalnym - jakie by nie było mocne jest zawsze o krok/dwa od nieistnienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz