piątek, 19 czerwca 2020

Kajillionaire, reż Miranda July (2020)

W tonie nieuchwytny, wyślizgujący się, na poły komediowy, weirdo-ekscentryczny, a nawet - choć raczej nieinwazyjnie - surrealistyczny (zalewana fabryczną pianą przestrzeń mieszkania bohaterów przywodzi na myśl obrazy z "Być jak John Malkovich"Jonze'a). Trochę jak bajka dla dorosłych - o wyswobadzaniu się z nie-dotyku toksycznych rodziców, wyłażeniu na słońce - której emancypacyjny rytm odmierzają kolejne trzęsienia ziemi, trwające tylko przez chwile i w znaczących momentach, niby informacja z góry, że się przeszło na wyższy level. Całość w tragikomicznym, egzystencjalnym napięciu między obrazem życia społecznego postrzeganego jako (nieczuły) teatr ról i rytuałów a tym płynącym z serca, z (czułego) wewnątrz; niezwykła scena, gdy przedstawienie musi wystarczyć, gdy okradając samotnego i umierającego człowieka, bohaterowie odgrywają przed nim, i na jego życzenie, standardowe, kuchenne szczęście; i szlagier Bobby'ego Vintona, "Mr Lonely", jako muzyka po drugiej stronie słuchawki, której Old Dolio, brawurowo grana przez Evan Rachel Wood, słucha wciąż od nowa (tylko w tym celu dzwoniąc na infolinię), jakby słuchała nagrań życia z innej, lepszej planety; magiczne do końca, a zwłaszcza tam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz