poniedziałek, 5 lipca 2010

Kieł (Kynodontas) reż. Giorgos Lanthimos

"Kieł" rozpoczyna się sceną, w której troje dorosłego już rodzeństwa uczy się nowych słów nagranych na taśmę przez - jak się z czasem okaże - ich rodziców. Morze to krzesło z drewnianym oparciem, autostrada to silny wiatr, wycieczka to materiał, z którego robi się podłogi, a pistolet to biały, piękny kwiat... Zarówno absurdalność tych definicji, jak też charakterystyczna dla części z nich prawidłowość, w myśl której pojęcia związane z mobilnością i przestrzennością (morze) zyskują objaśnienia zdecydowanie zawężające ich zakres (...to krzesło) wyjaśnią się kilka minut później. Film Giorgosa Lanthimosa opowiada o pięcioosobowej rodzinie mieszkającej w szczelnie ogrodzonej posiadłości gdzieś na peryferiach miasta. To o(d)grodzenie tyczy się dzieci, których rodzice wychowują w całkowitej izolacji od świata zewnętrznego. Każde z tej trójki (pozbawieni imion - dwie siostry i brat... już tylko jeden) nie ma pojęcia o tym jak naprawdę wygląda świat znajdujący się poza granicami ich domu. Jedyne znane im prawdy to "prawdy" przekazywane im przez rodziców. Jedyną osobą z zewnątrz jaką znają jest Christina, młoda kobieta, którą ich ojciec przywozi co jakiś czas do domu, aby odbyła stosunek z jego synem.


"Kieł" pod zaskakująco wieloma względami przypomina twórczość Michaela Hanekego. Tych względów jest tu na tyle sporo, że można wręcz mówić o filmie świadomie "hanekowym". Taka właśnie jest poetyka filmu, jego chłód, również surowość, naturalizm poszczególnych scen. Takie jest przedstawienie przestrzeni domowej: bezdusznej w swojej hermetycznej czystości i staranności z jaką została rozplanowana. Podobnie jak Haneke Giorgos Lanthimos eksponując chętnie zimną metaliczność bieli często wprowadza sekwencje rozgrywające się w kuchni, w łazience, przy basenie; nawet związana z przestrzenią około domową zieleń, jest tu - jak choćby w "Funny Games" - przed wszystkim uporządkowana, zbyt schludna, "mieszczańska". Podobieństwa z kinem wybitnego Austriaka w najbardziej może istotny sposób dotyczą jednak samego jądra fabuły: wypaczającego wpływu rodziców na ich dzieci, co w twórczości autora "Benny's Video", "Pianistki" i "Białej wstążki" stanowi jeden z dominujących tematów. Postawa rodziców z filmu Lanthimosa odrzucających z jakichś względów świat zewnętrzny jest wariacją podobnej negacji/ucieczki od współczesnej rzeczywistości, jaka była właściwa bohaterom "Siódmego kontynentu". Wreszcie, kilka scen sprawia tu wrażenie wręcz dosłownych cytatów z dotychczasowej twórczości Hanekego. Trudno powiedzieć na ile zamierzonych, na ile nie, a na ile będących efektem czysto subiektywnych skojarzeń. Niemniej, krew tryskająca na ścianę po tym jak jedna z sióstr zrani swojego brata nożem przywodzi na myśl sposób sfilmowania samobójstwa Majida "Ukrytego", z kolei wprowadzenie fragmentu filmu pornograficznego zdaje się bezpośrednio odsyłać do bliźniaczego fragmentu w "Pianistce".

Tyle odnoście podobieństw. Od twórczości Hanekego różni "Kła" przede wszystkim bardzo czarny, poniekąd też groteskowy humor, do którego dość często sięga tu reżyser, co zresztą zdecydowanie ułatwia mu (a po części nawet wymusza) "absurdalny" punkt wyjścia samego filmu (groteskowość jako taka nie jest obca filmom Hanekego nigdy jednak nie pojawia się u niego w aż takim stężeniu jak w filmie Greka). Inaczej też rozwinięta(?) zostaje kwestia winnych dorosłych. U Hanekego ich zepsucie/krótkowzroczność zwykle są jednak dość mocno osadzone w konkretnej - sprecyzowanej - rzeczywistości i właściwych jej postawach, w konsekwencji mogących (ale nie muszących) coś tłumaczyć. W "Kle" niemal brak tego rodzaju punktu odniesienia. Decyzja rodziców nie znajduje tu właściwie żadnego wytłumaczenia, poza jedną uwagą o "przyjmowaniu złych bodźców" oni sami nie odnoszą się do niej w żaden sposób. Pistolet zdefiniowany w pierwszej scenie jako "biały, piękny kwiat" początkowo sugerować może idylliczne, utopijne marzenie stające u podstaw ich postępowania (jak np. w "Osadzie" Shyamalana), ale jak się szybko okaże daleko im do tego rodzaju naiwności. Scharakteryzowani jednoznacznie negatywnie, miejscami w sposób mocno przerysowany (ojciec zwłaszcza) pozostają w swoim postępowaniu antypatyczni i niemoralni. Tak w jego podstawach, jak i ciągu dalszym.

Z kolei dość zdawkowy, bo ograniczony do kilku scen sposób sportretowania świata poza granicami domu, sprawia wrażenie, że reżysera interesowało ukazanie go nie tyle jako miejsca, w którym szukać należy przyczyn takich a nie innych postaw, ale raczej jako przedłużenia tej samej rzeczywistości, którą zobrazowano wcześniej w przestrzeni zamkniętej. Sceny "na zewnątrz", rozgrywające się w pracy ojca rodziny (w biurze jakiejś bliżej nie sprecyzowanej fabryki) oraz w ośrodku szkolenia psów w pierwszej kolejności zwracają uwagę obcością i enigmatycznością charakterystyczną dla rozmów/kontaktów pojawiających się tam osób (ojca i kogoś z zewnątrz). Ostatnia ze "scen zewnętrznych" ma miejsce w domu Christiny, jedynej w filmie postaci spoza familijnego kręgu odgrywającej w całości istotniejszą rolę, która jednak szybko okaże się tu kolejną osobą, delikatnie mówiąc - daleką od ideału.

Jeśli więc spojrzeć na film Lanthimosa pod kątem szukania odpowiedzi na pytanie o przyczyny złych, patologicznych postaw, to doszukać się w nim można przede wszystkim pewnej "usterki", dość zresztą charakterystycznej dla współczesnego kina "festiwalowego", a więc kolejnego dzieła głoszącego, że nowoczesna rzeczywistość jest zła i prowadzi do alienacji ponieważ... jest zła i prowadzi do alienacji. Z drugiej jednak strony nie to wydaje się być właściwym tematem filmu.

Na swoim podstawowym poziomie jest oczywiście "Kieł" filmem "obnażającym" – po pierwsze: proces socjalizacji, po drugie, w konsekwencji, człowieka, który mu podlega. Ten pierwszy bezceremonialnie zostaje tu zrównany z tresurą psów. W tym sensie przedstawiony zostaje jako tyleż chore co doskonałe narzędzie zniewolenia i podporządkowania, ze wskazaniem przy okazji na fakt, iż to co naturalne jest zawsze tylko jako naturalne "odczuwane", że – cytując Gombrowicza: "żyjemy w świecie, który nam wymyślili inni". Jednakże - w czym największa przewrotność filmu Lanthimosa - to właśnie "nienaturalne", skrzywione przez swoich rodziców dzieci wydają się być tu najprawdziwsze, najbardziej przekonujące, a w konsekwencji również - bliskie. Ich skrzywienie nie polega na abstrakcji, odcięciu od tego co odczuwane jako normalne, ale na - czasem nieznacznym tylko - przesunięciu z tego co "normalne" na to co "nienormalne". Granica, analogicznie do tej oddzielającej tu przestrzeń domową od zewnętrznej, mimo że dostrzegana już na pierwszy rzut oka, jest przy bliższym wejrzeniu zaskakująco płynna. Co w sporej mierze spowodowane jest oczywiście faktem, że w swojej odgrodzonej od świata zewnętrznego nienaturalności bohaterowie uformowani zostali przez rodziców od świata zewnętrznego nie odgrodzonych. Kluczowe jednak wydaje się tu być coś innego. Przesunięcie punktu ciężkości z tego co naturalne/nienaturalne na to co ludzkie. Może i abstrakcja. Ale właśnie jako ludzka, i głęboko poruszająca jawi mi się ta koślawość, ta niezręczność, dziwaczność, a wreszcie – to nieświadome siebie zagubienie przejawiające się w praktycznie każdej sferze aktywności młodych bohaterów "Kła".

W tym sensie obraz Lanthimosa przypomina mi najwybitniejszy a jednocześnie najbardziej "wrażliwy" film wspominanego wcześniej Hanekego, a mianowicie "Pianistkę". Porównanie może wydawać się trochę zbyt dowolne, światy bohaterów obu filmów odległe, podobnie jak i bohaterowie (no ale czy ojciec z "Kła" i matka Eriki to przypadkiem nie ten sam potwór?) jednakże przebijające spoza charakterystycznej dla obu reżyserów chłodnej, nie-emocjonalnej optyki współczucie dla skrzywionych w obu przypadkach dokładnie to samo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz