wtorek, 16 listopada 2010

Signs



Pełen wdzięku, ujmujący australijski krótki metraż w reżyserii Patricka Hughesa, który błysnął tu, w moim odczuciu, niemałą kreatywnością. Zrobił film nowoczesny, a jednocześnie w całości czerpiący siłę z tego, z czego kino czerpało ją w swoich podstawach. Pewnie wypadałoby postękać, że jest słodko, komediowo-romantycznie, walentynkowo, ale... Whatever. Nie zamierzam udawać, że nie smakują mi słodycze. Smacznego.

6 komentarzy:

  1. Coś ostro wzięło Cię ostatnio na australijskie kino, co?
    Czy wiesz, że... w Australii produkuje się rocznie jakieś dwa razy mniej filmów niż w Polsce?

    "Sings" fajne. Zaskakująco bezpretensjonalne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wzięło mnie przez "Loved Ones" i przez "Królestwo zwierząt". Jest coś wspólnego w tych (i nie tylko tych) filmach, coś fatalistycznego w gorącym powietrzu - bardzo australijskiego, czego jeszcze nie potrafiłbym dobrze nazwać, a co robi na mnie spore wrażenie. Mam na oku kilka zacnie się zapowiadających filmów z Australii, więc temat będę pewnie kontynuował.

    A o tym nie wiedziałem. Nieźle... Nie wiedziałem nawet, że u nas się tak dużo produkuje. :)

    A propos "Signs". Widziałem wczoraj pełnometrażowy debiut Hughesa "Red Hill". Współcześnie się rozgrywający klasyczny western, w którym od czasu do czasu reżyser daje też upust swej miłości do innych gatunków. Bez szału, ale ma swoje momenty, do tego zrobione bez zadęcia, bezpretensjonalnie właśnie. Sympatyczne jednym słowem. Dla fanów gatunku, na listopadowy wieczór – w sam raz.

    Tu zwiastun:
    http://www.youtube.com/watch?v=yrBuPRTlFm8

    OdpowiedzUsuń
  3. Kto by pomyślał? U nas nigdy nie powstało coś choćby zbliżonego do Loved Ones. Pewnie nigdy nie powstanie.
    Czytałem w "Kinie" artykuł o ich filmach. Na rok 2010 zapowiedzianych było, o ile mnie pamięć nie myli, niecałe 10 premier.
    Napaliłem się na Van Diemen's Land. Sam temat już świetny.

    OdpowiedzUsuń
  4. O "Van Diamen's Land" też myślałem. A temat ostatnio popularny u nich, zrobili też coś, co nosi tytuł "Ostatnia spowiedź Alexandra Pearce'a", a do samego Pearce'a bezpośrednio nawiązywali również w bardzo niedobrym horrorze "Dying Breed".

    OdpowiedzUsuń