Bliżej u nas nieznany Yasuzo Masumura był jednym z najważniejszych japońskich późno-klasycznych reżyserów, którzy swoją osobną i nierzadko odważną twórczością torowali drogę przedstawicielom Nowej Fali, a tym samym gruntownej zmianie, jaka dokonała się w japońskim kinie pod koniec lat 60-tych. Masumura był z reguły wierny dwóm tematom, do których konsekwentnie powracał zwłaszcza w najwcześniejszym i najlepszym etapie swojej twórczości: indywidualizmowi i seksualności. Jedno zresztą bezpośrednio łączyło się u niego z drugim, przy czym seksualność przedstawiał na dwa przeciwstawne sposoby. Po pierwsze jako destrukcyjną siłę prowadzącą bohaterów do samozagłady, często jakby na własne życzenie - jak w "Ślepej bestii" (Moju, 1969) opowiadającej o bardzo daleko idącym - dalej już nie można - sadomasochistycznym związku niewidomego artysty i porwanej przez niego modelki. Po drugie, jako siłę pozytywną (przynajmniej częściowo - seksualność w mniejszy bądź większy sposób często łączona była u niego za sferą śmierci; podobnie ciało - z okaleczeniem), jako formę uczucia wiążącego ze sobą parę bohaterów i indywidualizującego ich, odgraniczającego od z reguły krytycznie przedstawianej zbiorowości, której byli częścią.
Tak było chociażby w jego dwóch wspaniałych i sporo mających ze sobą wspólnego melodramatach: w "Żonie Seisaku" (Seisaku no suma, 1965) i w powstałym rok później "Czerwonym aniele". W pierwszym ze wspomnianych filmów na przykładzie historii związku pochodzącej ze złej rodziny (odrzuconej przez wiejską społeczność) młodej dziewczyny z miejscowym bohaterem wojennym, w mocny, jednocześnie drastyczny i piękny sposób Masumura przeciwstawił ze sobą te dwa porządki: indywidualistyczny, związany ze sferą jednostkowego uczucia (z silnym akcentem na erotyczną fascynację) i wspólnotowy, w tym przypadku związany tak z określoną, zamkniętą społecznością, jak i z obowiązkami wyższej rangi: wobec narodu Japońskiego (rozgrywający się w pierwszych latach XX wieku, w okresie wojny japońsko-rosyjskiej film Masumury był mocną krytyką agresywnego nacjonalizmu trwającego w Japonii do końca II wojny światowej).
Kontekst antywojenny powraca w "Czerwonym aniele" w sposób równie istotny (a przy tym aż zaskakująco drastyczny, i to nie tylko jak na swój czas). Akcja rozgrywa się w 1939 roku podczas wojny japońsko-chińskiej, bohaterką jest 24-letnia pielęgniarka Nishi, która niedługo po tym jak zgwałcona zostaje przez jednego z rannych żołnierzy - a na oczach i przy pomocy innych - wysłana zostaje do polowego szpitala bliżej linii frontu, gdzie zakochuje się w uzależnionym od morfiny i w konsekwencji cierpiącym na impotencję doktorze Okabe...
W obu wspomnianych filmach główną rolę gra wybitna japońska aktorka Ayako Wakao, muza Masumury (występowała u niego 21 razy); w obu to kobieca bohaterka jest na pierwszym planie, jej spojrzenie jest decydujące - i w obu to właśnie jej perspektywa przesądza o ich świeżości i obyczajowej odwadze.
Jedną z nieco paradoksalnych właściwości japońskiego kina okresu klasycznego było, że wyrastając z mocno patriarchalnej kultury i obyczajowości dało - powiedziałbym, że jakby na przekór i w konsekwencji jednocześnie - wiele pięknych portretów kobiecych bohaterek (najczęściej pojawiających się w szeroko rozumianym gatunku melodramatu, choć niekoniecznie tylko). Początkowo przedstawianych jeszcze dość pomnikowo, jako obowiązkowo tragiczne ofiary miłości poświęcające się dla ukochanego mężczyzny (lub dziecka), wpisując się tym samym w kilka podstawowych wyrastających z literackiej tradycji kobiecych archetypów: idealnej matki czy idealnej kochanki. Z czasem, wraz z nasilaniem się się w japońskim społeczeństwie nowoczesnych (zachodnich, indywidualistycznych) wzorców filmowe portrety kobiecych bohaterek, nawet jeśli wciąż wpisane w tradycyjne melodramatyczne role stawały się coraz bardziej pełne i coraz mniej święte. Jedną z ważnych konsekwencji tych przemian było wyodrębnienie kolejnego, najmłodszego z japońskich kobiecych archetypów: kobiety-pająka (lub kobiety-modliszki), uwodzicielskiej, świadomej pożądania, które wzbudza, i niebezpiecznej: mszczącej się na uprzywilejowanym mężczyźnie za doznane krzywdy, będące konsekwencją jej podrzędnej, bo kobiecej roli (dobrze znanym i u nas przykładem tego typu bohaterki jest Asami ze znakomitej "Gry wstępnej" Takashiego Miike).
Oryginalność tak filmu, jak i bohaterki "Czerwonego anioła" w głównej mierze polega na tym, że jest ona połączeniem w jedno wspomnianych archetypów. Jest - w każdym tego słowa znaczeniu - piękną kobietą, poświęcającą się dla słabego mężczyzny (słabych mężczyzn), jest ofiarą miłości, a jednocześnie jest w pełni cielesna, świadoma swojej seksualności pragnień, a również swojego ja. Podstawową cechą za pomocą której postrzegana i portretowana jest bohaterka w przedstawionym tu świecie jest seksualność, będąca najpierw jej słabością, potem siłą. Dla większości męskich bohaterów filmu Nishi istnieje jako obiekt pożądania, dla Okabe, w którym jest zakochana chce zaistnieć jako obiekt pożądania... Powodowana współczuciem, oddając się okaleczonemu (pozbawionemu dłoni) żołnierzowi, którym się opiekuje w pewnym sensie jest Nishi feministycznie niepoprawnym typem "świętej grzesznicy" (jak np. bohaterki "Przełamując fale" von Triera i "Joanny" Mundruczo), typem krytykowanym chętnie za uprzedmiotowienie czy tzw. męskie spojrzenie. W przypadku "Czerwonego anioła" tego rodzaju zarzuty nie mają jednak szans na trafność, i to bynajmniej nie z powodu innego kręgu kulturowego, ale po prostu z faktu, że u Masumury seksualność to siła, która nigdy nie jest czymś podrzędnym, czymś, do czego można kogoś sprowadzać. Wspomniane wcześniej, charakterystyczne dla jego kina łączenie tej sfery ze śmiercią (jako jej swoistym przeciwieństwem) w mocny i dość oczywisty sposób umotywowane zostaje tu czasem i miejscem akcji: w tym bardzo lirycznym filmie, w wojennym piekle, w środku którego spotykają się bohaterowie obecność i przeczucie czającej się śmierci jest tak silne, że dyskursy na temat społecznych ról tracą jakiekolwiek znaczenie. Liczy się już tylko to, co najważniejsze: miłość, przetrwanie, erekcja, orgazm.
Tak było chociażby w jego dwóch wspaniałych i sporo mających ze sobą wspólnego melodramatach: w "Żonie Seisaku" (Seisaku no suma, 1965) i w powstałym rok później "Czerwonym aniele". W pierwszym ze wspomnianych filmów na przykładzie historii związku pochodzącej ze złej rodziny (odrzuconej przez wiejską społeczność) młodej dziewczyny z miejscowym bohaterem wojennym, w mocny, jednocześnie drastyczny i piękny sposób Masumura przeciwstawił ze sobą te dwa porządki: indywidualistyczny, związany ze sferą jednostkowego uczucia (z silnym akcentem na erotyczną fascynację) i wspólnotowy, w tym przypadku związany tak z określoną, zamkniętą społecznością, jak i z obowiązkami wyższej rangi: wobec narodu Japońskiego (rozgrywający się w pierwszych latach XX wieku, w okresie wojny japońsko-rosyjskiej film Masumury był mocną krytyką agresywnego nacjonalizmu trwającego w Japonii do końca II wojny światowej).
Kontekst antywojenny powraca w "Czerwonym aniele" w sposób równie istotny (a przy tym aż zaskakująco drastyczny, i to nie tylko jak na swój czas). Akcja rozgrywa się w 1939 roku podczas wojny japońsko-chińskiej, bohaterką jest 24-letnia pielęgniarka Nishi, która niedługo po tym jak zgwałcona zostaje przez jednego z rannych żołnierzy - a na oczach i przy pomocy innych - wysłana zostaje do polowego szpitala bliżej linii frontu, gdzie zakochuje się w uzależnionym od morfiny i w konsekwencji cierpiącym na impotencję doktorze Okabe...
W obu wspomnianych filmach główną rolę gra wybitna japońska aktorka Ayako Wakao, muza Masumury (występowała u niego 21 razy); w obu to kobieca bohaterka jest na pierwszym planie, jej spojrzenie jest decydujące - i w obu to właśnie jej perspektywa przesądza o ich świeżości i obyczajowej odwadze.
Jedną z nieco paradoksalnych właściwości japońskiego kina okresu klasycznego było, że wyrastając z mocno patriarchalnej kultury i obyczajowości dało - powiedziałbym, że jakby na przekór i w konsekwencji jednocześnie - wiele pięknych portretów kobiecych bohaterek (najczęściej pojawiających się w szeroko rozumianym gatunku melodramatu, choć niekoniecznie tylko). Początkowo przedstawianych jeszcze dość pomnikowo, jako obowiązkowo tragiczne ofiary miłości poświęcające się dla ukochanego mężczyzny (lub dziecka), wpisując się tym samym w kilka podstawowych wyrastających z literackiej tradycji kobiecych archetypów: idealnej matki czy idealnej kochanki. Z czasem, wraz z nasilaniem się się w japońskim społeczeństwie nowoczesnych (zachodnich, indywidualistycznych) wzorców filmowe portrety kobiecych bohaterek, nawet jeśli wciąż wpisane w tradycyjne melodramatyczne role stawały się coraz bardziej pełne i coraz mniej święte. Jedną z ważnych konsekwencji tych przemian było wyodrębnienie kolejnego, najmłodszego z japońskich kobiecych archetypów: kobiety-pająka (lub kobiety-modliszki), uwodzicielskiej, świadomej pożądania, które wzbudza, i niebezpiecznej: mszczącej się na uprzywilejowanym mężczyźnie za doznane krzywdy, będące konsekwencją jej podrzędnej, bo kobiecej roli (dobrze znanym i u nas przykładem tego typu bohaterki jest Asami ze znakomitej "Gry wstępnej" Takashiego Miike).
Oryginalność tak filmu, jak i bohaterki "Czerwonego anioła" w głównej mierze polega na tym, że jest ona połączeniem w jedno wspomnianych archetypów. Jest - w każdym tego słowa znaczeniu - piękną kobietą, poświęcającą się dla słabego mężczyzny (słabych mężczyzn), jest ofiarą miłości, a jednocześnie jest w pełni cielesna, świadoma swojej seksualności pragnień, a również swojego ja. Podstawową cechą za pomocą której postrzegana i portretowana jest bohaterka w przedstawionym tu świecie jest seksualność, będąca najpierw jej słabością, potem siłą. Dla większości męskich bohaterów filmu Nishi istnieje jako obiekt pożądania, dla Okabe, w którym jest zakochana chce zaistnieć jako obiekt pożądania... Powodowana współczuciem, oddając się okaleczonemu (pozbawionemu dłoni) żołnierzowi, którym się opiekuje w pewnym sensie jest Nishi feministycznie niepoprawnym typem "świętej grzesznicy" (jak np. bohaterki "Przełamując fale" von Triera i "Joanny" Mundruczo), typem krytykowanym chętnie za uprzedmiotowienie czy tzw. męskie spojrzenie. W przypadku "Czerwonego anioła" tego rodzaju zarzuty nie mają jednak szans na trafność, i to bynajmniej nie z powodu innego kręgu kulturowego, ale po prostu z faktu, że u Masumury seksualność to siła, która nigdy nie jest czymś podrzędnym, czymś, do czego można kogoś sprowadzać. Wspomniane wcześniej, charakterystyczne dla jego kina łączenie tej sfery ze śmiercią (jako jej swoistym przeciwieństwem) w mocny i dość oczywisty sposób umotywowane zostaje tu czasem i miejscem akcji: w tym bardzo lirycznym filmie, w wojennym piekle, w środku którego spotykają się bohaterowie obecność i przeczucie czającej się śmierci jest tak silne, że dyskursy na temat społecznych ról tracą jakiekolwiek znaczenie. Liczy się już tylko to, co najważniejsze: miłość, przetrwanie, erekcja, orgazm.
Szukam i szukam i nie mogę tego filmu nigdzie ustrzelić… A obejrzałbym go jak pieron:) Trzeba się będzie bardziej postarać;)
OdpowiedzUsuńW takim razie polecam rozejrzeć się na stronce surreal.moviez. Można tam parę filmów Masumury znaleźć.
OdpowiedzUsuńOstatecznie "Red Angel" jest też do obejrzenia na youtube. Z tego co właśnie sprawdziłem - w całkiem przyzwoitej kopii. :)
„Szukajcie a znajdziecie”;) Mam go, mam go:) Teraz tylko parę godzin na świętach muszę wysupłać i go odpalam. Za stronę dziękuję – nie znałem – jak tylko się będzie można zarejestrować to się jej bliżej przyjrzę.
OdpowiedzUsuńTekst co najmniej intrygujący, winszuję. Przedstawiona w opracowaniu analiza kwestii kobiecości i seksualności w tym jednym z najbardziej udanych dzieł reżysera naprawdę inspiruje do dalszych poszukiwań i wyciągania tym podobnych wniosków w stosunku do innych filmów Masumury. Ale zaliczanie tego twórcy do grona "późno-klasycznych"? Polemizowałbym: klasykiem Masumura nie jest (w żadnym wypadku! - ani na płaszczyźnie estetycznej, ani filozoficznej), w mojej ocenie pozostaje zdolnym wyrobnikiem, rzemieślnikiem z agresywnym nastawieniem do ówczesnego świata, a także istoty ludzkiej jako tako. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa. Cały czas dopiero poznaję starsze kino japońskie, wciąż jeszcze nie czuję się w temacie zbyt pewnie, i stąd ten "późno-klasyczny" Masumura. Nazwanie go tak nie wynikało z estetycznych czy filozoficznych cech jego kina, a bardziej pobieżnie - z próby umieszczenia go w określonym czasie/etapie tej kinematografii. Nie był twórcą nowofalowym, nie jest też zaliczany do klasyków, więc zdecydowałem się na coś takiego. Rozumiem swój błąd. Wiem że przy pojęciu tak nacechowanym znaczeniami, jak w tym przypadku "twórca klasyczny", "klasyk" może to być bardzo mylące, zbyt dowolne.
Również pozdrawiam.