Opatrzony na wstępie informacją zainspirowane prawdziwymi wydarzeniami "Dream Home" składa się z dwóch konsekwentnie przeplatanych ze sobą części. W pierwszej z nich, rozgrywającej się w ciągu kilku godzin, bohaterka, Cheng Li-sheung, morduje kolejne osoby mieszkające w luksusowym hongkońskim apartamencie. W drugiej - reżyser niechronologicznie przedstawia poszczególne wycinki z życia Cheng mające na celu, przynajmniej częściowe, przybliżenie jej motywów, z dużym akcentem na rolę kryzysowej gospodarczo sytuacji w Hongkongu lat 90-tych i dekadzie następnej. Część druga, w swoich podstawach wzbogacająca horrorową fabułę o socjospołeczne, a w zdecydowanie mniejszym stopniu również psychologiczne aspekty - nie do końca się udała. Pang Ho-Cheung niby o czymś ważnym opowiada, ale robi to w aż zaskakująco letni sposób. Scenom nie tylko brakuje wewnętrznej dramaturgii, ale też skumulowane niekoniecznie mówią coś istotnego o dość powierzchownie portretowanej bohaterce, przez co nie stanowią zbyt interesującego (i przekonującego) uzupełnienia tej drugiej, krwawej części filmu. Samej w sobie będącej jednak wystarczająco dobrym powodem, aby "Dream Home" zobaczyć. Sprowadzając rzecz do łatek: to średniej jakości dramat i pierwszorzędny nowoczesny slasher. Gdy przychodzi do tego drugiego Pang nie ma już problemu z przyciśnięciem gazu. Sfilmowana przez niego jatka to brawurowy w swojej pomysłowości mix makabry i bardzo czarnego humoru – przerysowania, zbliżającego się do groteski, ale nigdy w sposób, który zamieniał by całość w znoszącą napięcie krwawą błazenadę. Dobra zabawa i dość paradoksalny w swojej nierówności film: pozostająca na służbie pośledniego gatunku czysta, efektowna (nawet efekciarska) kreatywność zdecydowanie góruje w nim nad tą z gruntu poważniejszą – i ważniejszą – autorską wypowiedzią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz