Jak film o starzejącej się twarzy vandammowego bohatera i jego zmęczeniu, któremu podporządkowane jest tu właściwie wszystko, począwszy od neo-noirowej stylistyki. W postaci Lukasa odbijają się mniejszym i większym echem bohaterowie Van Damme'a ze złotych lat: Luc z "Uniwersalnego żołnierza" (1992), Lyon z "Lwiego serca" (1990), Sam z "Uciec, ale dokąd?" (1993). Tyle że vandammowy bohater postarzał się, co w kinie akcji znaczy, że stał się słabszy, ale również bardziej ludzki. Laclercq chętnie pokazuje Lukasa w takich ludzkich, niesensacyjnych sytuacjach: gdy jedzie autobusem, gdy korzysta w trakcie zakupów z okularów, bo wzrok gorszy, albo gdy siedzi samotny w restauracji. Zwykle jest zresztą samotny i milczący, ze zmęczoną twarzą, czasem wyrytym w zmarszczkach i stratą w oczach. Małomówność i zmęczenie to oczywiście nic nowego, część romantycznego mitu, tyle że gdy moc sprawcza ograniczona to i mit wybrzmiewa inaczej. Sugestywnie obecna w filmie fizjonomia 58-letniego aktora sprawia, ze starzenie się bohatera i konwencja fatalistycznego neo-noir idą w "Lukasie" pod rękę, równym krokiem. Trochę tak, jakby zło świata, o którym z definicji opowiada noir, brało się stąd, że dawni bohaterowie się starzeją. Że młodość to kumite i szpagaty a potem jesienna szarówka i świat, w którym nie każdego da się ocalić. Jak "Galveston". Tyle że z Van Damme'em.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz