środa, 1 stycznia 2020

2019 podsumowanie

 30 ulubionych filmów obejrzanych w minionym roku, zrealizowanych po 2010 



1. Żegnaj, mój synu, reż. Xiaoshuai Wang (Chiny, 2019)
1. Pewnego razu... w Hollywood, reż. Quentin Tarantino (USA, 2019)
2. The Most Beautiful Couple, reż. Sven Taddicken (Niemcy, 2018)
3. Portret kobiety w ogniu, reż. Céline Sciamma (Francja, 2019)
4. Na noże, reż. Rian Johnson (USA, 2019)
5. Sibel, reż. Cagla Zencirci i Guillaume Giovanetti (Turcja/Niemcy/Luksemburg/Francja 2018)
6. Shadow, reż. Yimou Zhang (Chiny, 2018) 
7. Shéhérazade, reż. Jean-Bernard Marlin (Francja, 2018)
8. Asako. Dzień i noc, reż. Ryûsuke Hamaguchi (Japonia, 2018)
9. Pełzająca śmierć, reż. Alexandre Aja (USA, 2019)
10. Irlandczyk, reż. Martin Scorsese (USA, 2019)
11. Wdowy, reż. Steve McQueen (USA, 2018)
12. Diego, reż. Asif Kapadia (Wielka Brytania, 2019)
13. The Nightingale, reż. Jennifer Kent (Australia, 2018)
14. Lorena, reż. Joshua Rofé (USA, 2019)
15. Swing Kids, reż. Hyeong-Cheol Kang (Korea Południowa, 2018)
16. Gloria Bell, reż. Sebastián Lelio (USA, 2018)
17. Ray i Liz, reż. Richard Billingham (Wielka Brytania, 2018)
18. Ukryte życie, reż. Terrence Malick (Niemcy/USA, 2019)
19. Green Book, reż. Peter Farrelly (USA, 2018)
20. Zabawa w pochowanego, reż. Matt Bettinelli-Olpin, Tyler Gillett (USA, 2019)
21. Boże ciało, reż. Jan Komasa (Polska, 2019)
22. La Gomera, reż. Corneliu Porumboiu (Rumunia, 2019)
23. Parasite, reż. Joon-ho Bong (Korea Południowa, 2019)
24. Jezioro dzikich gęsi, reż. Yi'nan Diao (Chiny, 2019)
25. Schyłek dnia, reż. László Nemes (Węgry, 2018)
26. Wilkołak, reż. Adrian Panek (Polska, 2018)
27. El Camino. Film "Breaking Bad", reż. Vince Gilligan (USA, 2019)
28. Wynalazczyni: Dolina Krzemowa w kropli krwi, reż. Alex Gibney (USA, 2019)
29. Dom strachów, reż. Scott Beck, Bryan Woods (USA, 2019)
30. La Quietud, reż. Pablo Trapero (Argentyna/Francja, 2018)

20 ulubionych zrealizowanych przed 2010

























1. Zatoichi the Outlaw, reż. Satsuo Yamamoto (Japonia, 1967)
2. Ulica Hester, reż. Joan Micklin Silver (USA, 1975)
3. Zatoichi Goes to the Fire Festival, reż. Kenji Misumi (Japonia, 1970)
4. Gospoda Smocze Wrota, reż King Hu (Tajwan, 1967)
5. The Tingler, reż. William Castle (USA, 1959)
6. Striptizerki, reż. Jerome Gary (USA, 1986)
7. Zawadiaki, reż. Blake Edwards (USA, 1971)
8. Niepokonany wojownik, reż. Chia-Liang Liu (Hongkong, 1984)
9. Black Tavern, reż. Wing-Cho Yip (Hongkong, 1972)
10. In Our Time, reż. Yi Chang, Edward Yang, I-Chen Ko, Te-chen Tao (Tajwan, 1982)
11. Adventures of Zatoichi, reż. Kimiyoshi Yasuda (Japonia, 1964)
12. Dziewięć kobiet, reż. Rodrigo Garcia (USA, 2005)
13. Zatoichi and the Fugtives, reż. Kimiyoshi Yasuda (Japonia, 1968)
14. Tokyo Dekadence, reż. Ryû Murakami (Japonia, 1992)
15. Sweet Poison, reż. Brian Grant (USA, 1991)
16. Sue, reż. Amos Kollek (USA, 1997)
17. Symptoms, reż. José Ramón Larraz (Hiszpania/Wielka Brytania, 1974)
18. Zatoichi's Pilgrimage, reż. Kazuo Ikehiro (Japonia, 1966)
19. Nie bój się ciemności, reż. John Newland (USA, 1973)
20. Usta we krwi, reż. Jean Rollin (Francja, 1975)

10 ulubionych seriali

























1. Carnival Row s.1
2. Gra o tron s.8
3. Za starzy na śmierć, reż. Nicolas Winding Refn
4. Watchmen s.1
5. Wayne s.1
6. Kroniki Times Square s.3
7. Impulse s.1-2
8. Wojownik s.1
9. Sukcesja s.1-2
10. Cobra Kai s.2

10 komentarzy:

  1. Cholernie dużo pracy przede mną, by to wszystko nadrobić. Już teraz przebieram z niecierpliwości nóżkami:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, a gdzie są rozczarowania i filmy najgorsze? Zrobiłeś się jakimś głaskającym, pozytywnie patrzącym na świat, "nie będę kopał leżącego... " mięczakiem? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W zeszłym roku też nie uwzględniałem rozczarowań. To zawsze była najnudniejsza, najmniej ekscytujaca część tych wyliczanek. Szczerze to piszę.

      Ale skoro pytasz - sporym rozczarowaniem był dla mnie najnowszy film Bertranda Bonello - Zombi Child, nie dlatego że był zły, bo nie był, ale dlatego, że ostatnie filmy Bonello były doskonałe, a ten co najwyżej niezły.

      Poza tym nieudane kontynuacje opowieści, które lubię, na które mniej lub bardziej czekałem: nowy Godzilla, Skywalker. Odrodzenie, To: rozdział 2 i X-Men: Mrocza Phoenix - wymienić ten ostatni tytuł to rzeczywiście jak kopać leżącego, ale dotąd podobały mi się nawet słabsze filmy tej serii, ten niestety w ogóle.

      Nie podobał mi się też nazbyt oczywisty Midsommar (ostatnio mam jednak sporo sympatii dla Ariego Astera, który bardzo ładnie i mądrze pisał o Irlandczyku Scorsese), czymś niezdrowym podszyty brazylijski Bacurau i infantylne bardzo i bardziej Rocketman, A Beautiful Day in the Neighborhood, Gdyby ulica Beale umiała mówić i Gdzie jesteś Bernadette? - na ten ostatni film mógłbym zagłosować jako na najgorszy w roku, choć były pewnie gorsze.

      Aha, nie jestem też fanem ostatniego filmu S. Craiga Zahlera, który mimo znakomitych momentów, jest też trochę seksistowskim gównem.

      Z pozdrowieniami :)

      Usuń
    2. Hmm... mi się nawet podobała GODZILLA II i SKYWALKER :) W ogóle te nowe GWIEZDNE WOJNY, od FORCE AWAKENS (którego nie lubiłem), powolutku dreptały w stronę filmów, które nawet przyjemnie mi się ogląda. SKYWALKER RISES jest pewnie trochę gorszy od LAST JEDI, ale dla mnie to były wizualnie ładne i nawet przyjemne kosmiczne przygody. Abrams bardziej latał/kończył wątki ze swojego wcześniejszego filmu, niż kontynuował film Johnsona, stąd wszystko to może być mało spójne, ale ogólnie jestem na plus. Pewnie jestem w mniejszości z opiniami na temat tych filmów - moim ulubionym jest chyba SOLO :)

      Zgodziłbym się co do IT CHAPTER TWO, ale dla mnie to był film do wzruszenia ramionami i machnięcia ręką. DOCTOR SLEEP mnie bardziej zdenerwował. Wyglądało to tak jakby King wreszcie znalazł reżysera, który wielbi jego literackiego geniusza i "naprawi" Kubricka poprzez wciśniecie ważnych dla niego wątków z książki do filmowego SHINING.

      Dopiero co miałem rozmowę z Patrykiem Karwowskim, w komentarzach do jego po napisowego zestawienia najlepszych filmów 2019, dotyczącą ONCE UPON A TIME... i DRAGGED ACROSS CONCRETE, i tego jak QT zaserwował taki sam seksizm jak Zahler. Tylko przykrył wszystko ładnymi pocztówkami z fabryki snów i w większości wszyscy przyklasnęliśmy scenom brutalnej rozprawy z młodymi dziewczynami przez dwóch facetów. Ja lubię oba te filmy, ale nie wiem czy Zahler nie powinien dostać jakichś punktów za pokazywanie gównianych rzeczy bez uprzedniego łasienia się do publiczności.

      Usuń
    3. "QT zaserwował taki sam seksizm jak Zahler. Tylko przykrył wszystko ładnymi pocztówkami z fabryki snów i w większości wszyscy przyklasnęliśmy scenom brutalnej rozprawy z młodymi dziewczynami przez dwóch facetów"

      Oj, zrobił jednak coś więcej niż tylko przykrył, a to, że jako widzowie przyklasnęliśmy scenom przemocy w finale jest celowym zabiegiem reżysera - cały jego film jest (również) refleksją o kinie karmiącym siebie i swoich odbiorców przemocą, także przemocą mężczyzn wobec kobiet. Jako taki obraz kina jest tu równie dwuznaczny jak bohaterowie: Kaskader Cliff prawdopodobnie zabił żonę, Brucem Lee rzuca o samochód, a za bydlaka uważa go nawet Kurt Russell/kaskader Mike. Z kolei Rick Dalton podczas zdjęć do filmu, w którym gra, improwizując, rzuca młodą aktorką o ziemię, czemu wszyscy zaangażowani przyklaskują, hippisów przepędza ze swojej posiadłości jak śmieci itd... Finał jest dwuznaczny albo i wieloznaczny, bo też działa na wielu poziomach. Z jednej strony jest przewrotnym, autotematycznym odbiciem sceny w której Tate ogląda w kinie swój film – tam także mamy do czynienie z przemocą na ekranie, której towarzyszy entuzjastyczna reakcja publiczności. Z drugiej - to kino podniesione do potęgi w aktach przemocy, przejaskrawione i umowne umownością, która mówi: jestem Kinem. Z trzeciej, nie ostatniej pewnie, ale kluczowej - to kino jak magiczny akt sprawczy, kino, które ocala (a ocalić to jednak coś innego niż się "brutalnie rozprawić") bierze odwet na złej/gorszej rzeczywistości – w scenie kończącej "Pewnego razu... w Hollywood" jest jakieś wyciszenie, coś niezwykłego, transcendencja, jakbyśmy jako widzowie przeszli na drugą stronę, lepszą stronę. A to jednak więcej niż "ładne pocztówki z fabryki słów". Ładne sny prędzej, które wcale nie muszą być przecież zero-jedynkowe. Nawet nie powinny.

      Niewiele kojarzę nowych twórców kina, którzy byliby tak przesadnie i - bywa że - zupełnie bezrefleksyjnie hajpowani przez docelowych odbiorców swoich filmów, jak S. Craig Zahler, więc z tymi dodatkowymi punktami bym się jednak wstrzymał. Wystarczająco już ich dostał.

      Usuń
    4. "Z jednej strony jest przewrotnym, autotematycznym odbiciem sceny w której Tate ogląda w kinie swój film – tam także mamy do czynienie z przemocą na ekranie, której towarzyszy entuzjastyczna reakcja publiczności."

      Nie wiem, czy się z tym zgadzam. Tam entuzjazm Tate wynika z radości i dumy jaką sprawia jej praca aktorki. Przemoc na ekranie jest tylko niewielką jej częścią (pokazują też inne sceny z jej filmu) i pod względem brutalności nie da się specjalnie porównywać jej sceny walki z zakończeniem ONCE UPON A TIME...

      "Rick Dalton podczas zdjęć do filmu, w którym gra, improwizując, rzuca młodą aktorką o ziemię, czemu wszyscy zaangażowani przyklaskują"

      Przyklaskuje też młoda aktorka. To bardziej Barbara Steele i Cronenberg z SHIVERS "Chciałam, żeby mnie uderzył, bo lepiej zagram rolę", niż Kubrick i Duvall z SHINING "nękał mnie, żeby wyciągnąć ze mnie zadowalający go występ". Rozumiem, że można tak też czytać kinową scenę z Tate. Nie chodzi o to, że na ekranie jest seksownym obiektem, że publiczność się śmieje z jej sceny, że jest w scenach przemocy, jest dumna ze swojej pracy i cieszy ją entuzjastyczna reakcja publiczności. Ale nie jest to bardziej usprawiedliwianie niż dwuznaczność? Co z tego, że Rick Dalton jest alkoholikiem, to przecież zabawny gość. No Cliff Booth pewnie zabił swoją żonę, ale jest jakiś wierniejszy przyjaciel od niego? (Zresztą ona mu ciągle zrzędziła.) Czym są drobne występki i ekscentryczności starego Hollywoodu w porównaniu z prawdziwym złem tego świata. Pozwólmy eskapistycznej magii kina ocalić się przed tym złym światem. Normalnie zgodziłbym się z takimi tezami, ale w obecnej sytuacji taka optyka już aż tak nie przekonuje. Zwłaszcza po Weinstenie i #MeToo, kiedy to prawdziwe zło reprezentują młode, lewicowo-idealistyczne, stonerki, które w drodze do dokonania swoich zbrodni wulgarnie podjudzają się płytkimi marksistowsko-socjalistycznymi interpretacjami swoich popkulturowych ikon/ofiar. Można pomyśleć, że QT widzi w ten sposób współczesne młode kobiety, które krytykują tradycyjną, zdominowaną przez mężczyzn branżę filmową.

      "Niewiele kojarzę nowych twórców kina, którzy byliby tak przesadnie i - bywa że - zupełnie bezrefleksyjnie hajpowani przez docelowych odbiorców swoich filmów, jak S. Craig Zahler"

      A ne da się tego też powiedzieć o Tarantino? Nie twierdzę, że jeden jest bardziej święty od drugiego, obaj zasługują na krytykę. Ale nie wiem czy jeżeli chwalisz jednego, to czy krytykowanie drugiego nie jest wtedy trochę hipokryzją.

      Usuń
    5. >>To bardziej Barbara Steele i Cronenberg z SHIVERS "Chciałam, żeby mnie uderzył, bo lepiej zagram rolę"<<

      Zaraz po tym jak to napisałem poczułem, że coś pokręciłem. Chodzi o Sue Helen Petrie, którą Cronenberg uderzał by mogła się rozpłakać podczas kręcenia scen. Gdy Barbara Steele to zobaczyła zsuszyła mu głowę, że co on sobie myśli, że grała u Felliniego, i jak tak można traktować aktorkę. Cronenberg się tłumaczył, że on wcale nie chciał, że to Petrie go sama o to prosiła.

      Anegdotę przeczytałem w "Cronenberg on Cronenberg", pod redakcją Chrisa Rodley'a, wydanie poprawione z 1997, ISBN 0-571-19137-1, str. 48-50.

      Usuń
  3. Dzięki za listę, sporo nowych pozycji do sprawdzenia. Szykujesz może listę dla mijającej dekady, czy jak wolą niektórzy lat 10s? No i niedocenienia Midsommar kompletnie nie rozumiem, ale to już pewnie na inną dyskusję temat :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie szykuję listy filmów dekady, dużo materiału i nie wiem czy być się przy tym dobrze bawił.

      Ale przynajmniej doceniam Ariego Astera :)

      Usuń
  4. Troszkę brakuje drobnych opisów uzasadniających, ale doceniam wkład w kino ;)

    OdpowiedzUsuń