czwartek, 25 czerwca 2020

Parents, reż. Bob Balaban (1989)

Jak często amerykańskie filmy dekady rozgrywa się w latach 50, tyle że nie wraca do nich z nostalgią, a z satyrą na podobieństwo choćby "Blue Velvet" Lyncha - z już perwersyjnym w swojej wylewnej sielankowości wizerunkiem amerykańskiego szczęścia rodem z Miasteczka Pleasantville. Mimo że fałsz, w który tak rozumiana satyryczność uderza, sygnalizowany jest naddatkiem ładnych obrazów, jest w tym niby dosadnym, a pełnym niedopowiedzeń filmie coś subtelnego. Obrazy po prostu są, nieskomentowane w żaden sposób ani podkreślone (jak choćby czarnoskóre dzieci w klasie małoletniego Michaela - rzecz raczej nie do pomyślenia w scenerii bogatych amerykańskich przedmieść lat 50). 

Inna sprawa, że optyka filmu jest spojrzeniem Michaela - niepokojąco skrzywionym, karmiącym się jednakowo lękiem i nieskrępowaną wyobraźnią, spojrzeniem dziecięco naiwnym, a jednak celnym, wyrafinowanym na swój sposób, nawet upiornie poetyckim, jak w momencie, gdy mówi matce, co zrobić, aby już nigdy nie używać centralnego ogrzewania (należy znaleźć trupy wisielców, odciąć im kończyny i wrzucić je do ognia). 

Michael jest podglądaczem świata dorosłych: podgląda go z szafy, spod łóżka, stołu, zawsze trochę z dołu, więc nawet, gdy rozmawia z rówieśnicą, kamera wydaje się go pomniejszać. Ze swoją szczególną fizjonomią, dużą głową i oczami, ukazywany jest trochę jak obcy, jak mały kosmita w skórze człowieka, choć jest może dokładnie odwrotnie i obcymi są nie dzieci, a dorośli. Przyjaciółka Michaela, mając na myśli nie tylko swoich rodziców, mówi: Zmieniają się, kiedy myślą że nikt ich nie widzi - i brzmi to jak zdanie z "Inwazji pożeraczy ciał". On sam, kiedy przypadkiem trafia na rodziców uprawiających seks, widzi ich jak inne istoty, całe w wyuzdanej, rozmazanej różowości, w ciele, ustach, zębach, mięsie.

Kanibalizm, o który podejrzewa rodziców – nie ma raczej wątpliwości, że słusznie - poniekąd zrównany zostaje tu z [seksualnym] ciałem i strachem przed nim; strachem ostatecznie nie innym niż ten przed obcą i potworną istotą  Mięso, czy to mielone przez matkę Michaela, czy w pętach kiełbasy, która dusi go w śnionym na jawie koszmarze, prezentuje się zresztą wyjątkowo dwuznacznie - cieleśnie. 

Znakomite są sceny ze złym ojcem. Po tym jak w ataku złości mówi do syna: Ja ciebie też nigdy nie lubiłem, jego niemal ostentacyjna niechęć do dziecka, towarzyszy mu już do końca, jakby wreszcie odetchnął, zrzucił z siebie wysiłek udawania. To właściwie najmocniejsze, najokrutniejsze momenty filmu - wstrętny niesmak na twarzy Randy'ego Quaida.       













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz