Kojarzy mi się mocno z inną tegoroczną
premierą Netflixa – australijskim "Nieznajomym" Thomasa M. Wrighta. Oba
filmy opowiadają o bliskich, prawie intymnych relacjach ze złem, z
mordercą, którego bohater lub bohaterka pomagają schwytać, obnażyć,
odseparować od świata i siebie. Oba – oparte na prawdziwych wydarzeniach
– są bardzo serio, "dorosłe" raczej niż gatunkowe, stylistycznie w
szarościach i półmroku. Bardzo dobrze przyjęty przez krytykę
"Nieznajomy" przypomina mi filmy o zbrodniarzach, które robi rodak
Wrighta Justin Kurzel, zwłaszcza "Snowtown" (ale "Makbeta" i historię
Neda Kelly'ego również), a jednak wolę film Lindholma. "Nieznajomy" jest
imponujący, ale też trochę z wysokiego c, minorowy, powolny, podniosły,
gdy płonie w nim ogień, to płonie tak, jakby to z samego piekła
gorzało.
"Dobry opiekun" jest skromniejszy, artystycznie nie tak
efektowny, aktorsko mniej popisowy, chociaż zagrany doskonale. Chastain
i Redmayne są w specyficzny sposób podobni – jak często rudowłosi. Na
posterze ich twarze nachodzą na siebie niby dwa zbiory na matematycznym
rysunku i jest to dwoistość charakteryzująca cały film. Począwszy od
tytułu – który w naturalny sposób odnosi się do granej przez Chastain
Amy, a w ironiczny do bohatera Radmayne'a – przez dialogi (kiedy np. on
mówi do pacjentów "dziś będę waszą Amy"), po podobną życiową sytuację
bohaterów: oboje są samotni, mają po dwie córki i ukrywają swoje
choroby, z tą kluczową różnicą, że ona choruje na serce, a on morduje
pacjentów.
Podobny "bliźniaczy" motyw obecny jest również w "The
Stranger", w którym brodaci Joel Edgerton i Sean Harris wyglądają jak
rodzeni bracia, i w obu filmach owo specyficzne podobieństwo
protagonistów i antagonistów (podobieństwo przechodzące w
przeciwieństwo) gra na sugestywny wizerunek tych ostatnich. To potwory,
nieobliczalni drapieżcy, ale jest w nich jakaś kruchość, są trochę jak
pogubione dzieci, przez co tym bardziej niekomfortowi, straszni. W
kulminacyjnej scenie "Dobrego opiekuna" współpracująca z policją Amy
łamie/pokonuje Cullena tym, w czym jest najlepsza – swoją
opiekuńczością. To scena tak dobra, jak cały film. Amy jest w niej
trochę jak Sonia ze "Zbrodni i kary", tylko że inaczej, trudniej, bo w
świecie, w którym zło nie filozofuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz