wtorek, 22 listopada 2022

Aftersun, reż. Charlotte Wells (2022)

Wrażenie, jakie wywiera na mnie ten wspaniały film, bierze się może przede wszystkim z nierozerwalnego splecenia dwóch światów: tego rozkwitającego, ciekawego życia, ciągnącego do góry i tego ciągnącego w dół, w czerń. Z jednej więc strony przedstawiona z perspektywy jedenastoletniej Sophie nostalgiczna opowieść o kilku dniach lata spędzonych w tureckim kurorcie, z drugiej – a przecież tej samej – elegijne wspomnienie o ojcu, dobrym i nieszczęśliwym; opowieść o stracie, która nadejdzie, która już nadeszła. Jakby do "Somewhere" Sofii Coppoli dodać "Legendę o samobójstwie" Davida Vanna. I może jeszcze "Fun Home" Alison Bechdel. "Aftersun" jest podobnie osobisty, intymny. I cały z niedoskonałej pamięci, fragmentów przeszłości, ze szczegółów, z urywków. Zaczyna się od nagrania z turystycznej kamery, co będzie już stałym lejtmotywem filmu. Czasem kamerę trzyma Sophie, czasem jej ojciec Calum. W jednej ze scen, kiedy on nie chce, aby córka go nagrywała i prosi, aby wyłączyła kamerę, ona mówi, że nagra go małą kamerką, którą ma w głowie. Nagrywa, po latach odtwarza, wyobraża i odtwarza. Przewrotnie, to bardzo wojerystyczny film – przewrotnie, bo spojrzenie Sophie jest niewinne – utkany ze wspomnień utkanych z podglądactwa lub może czegoś na granicy obserwacji i podglądactwa. Sophie obserwuje, podsłuchuje – przez obiektyw kamery, ale też otwór w drzwiach żeńskiej toalety, przez okno na podwórze, podgląda starsze dziewczyny rozmawiające o seksie i dwóch gejów całujących się nocą gdzieś na zapleczu sąsiedniego budynku, podgląda ojca. Nawet w momentach, gdy Sophie jest w scenie nieobecna – lub na przykład śpi – kamera filmuje Caluma od tyłu, z kąta, jakby zawsze z perspektywy obserwującej go dziewczynki. Jak wtedy, gdy Calum, paląc w tajemnicy papierosa za drzwiami balkonu, wykonuje taneczne ruchy, gdy kiedy indziej płacze nagi i skulony albo niespodziewanie pluje w swoje lustrzane odbicie.


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz