sobota, 8 sierpnia 2020

The Prey, reż. Edwin Brown (1983)

Niby typowy slasher z grupą młodych ludzi na wycieczce w lesie, ale sfotografowany wspaniale i z ideą, coś jakby "slasher przyrodniczy", bo historia cała w obrazach dzikiej natury w skali mikro i makro, w swoich najlepszych momentach opowiadana z dokumentalną czystością. Znakomite są sceny, gdy kamera nie podsłuchuje, nie podgląda, a jedynie rejestruje rytuały bohaterów rozmawiających nocą przy ognisku albo kąpiących się w rzecze pod wodospadem, niezindywidualizowanych, filmowanych jednocześnie z bliska i oddalenia, jako część natury, którą przemierzają i która ich ostatecznie wchłonie. Najlepsza w filmie sekwencja rozgrywająca się w czasie nocnej zabawy w cygańskim obozie wygląda jak wyjęta z wczesnego dzieła Lisandra Alonso. Nieco gorzej jest w momentach realizujących gatunkowy wzór. Małżonkowie Edwin i Summer Brown specjalizowali się w produkcjach pornograficznych i są w "The Prey" chwile, w których można to poczuć, zwłaszcza nagrane z aktorami porno sceny retrospekcyjne, gdy twórcy nie minimalizują, jak w pozostałych, dialogu, ale pozwalają im pokracznie wybrzmieć. Jako całość slasher to jednak niedoceniony, niezwykły, oglądałem oczarowany, przy czym widziałem jego najdłuższą wersję, trwającą 103 minuty, tzw. composite cut.















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz