niedziela, 25 września 2022

Pogromca smoków, reż. Matthew Robbinsa (1981)

 

Wróciłem do "Pogromcy smoków", niezwykłego baśniowego fantasy z wytwórni Disneya, w którym smok, jak rzadko, odmalowany jest w nieromantycznych, demonicznych barwach. Jest narzędziem grozy, trochę diabłem i na diabła wyraźnie się go stylizuje, zwłaszcza w tych sekwencjach, w których nie widzimy go w pełnej okazałości, jedynie rogi, ogon, szpony. Jest też szatańsko bezwzględny: pali wioski, pola i składane mu w ofierze dziewice w bieli i kwiecistych wiankach; jedną z dziewczyn rozczłonkowuje i pożera jego parszywe potomstwo. Zdecydowanie nie jest to film dla najmłodszych, "klasyczny Disney", czuć za to inspiracje tolkienowską trylogią (stary mag przebywa tu podobną drogę, co zmieniający barwy Gandalf). Również pierwszoplanowi bohaterowie, młody czarodziej i jego wybranka, różnią się od licznych przedstawień podobnych sobie archetypicznych baśniowych postaci: jemu bliżej do nieefektownego hobbita, ona jest trochę chłopczycą, która w obawie o swą skórę przebiera się za przedstawiciela płci przeciwnej – oboje są zupełnie niearystokratyczni i chce się za nimi podążać

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz