sobota, 8 października 2022

Mona Lisa i krwawy księżyc, reż. Ana Lily Amirpour (2021)

 

Kino Any Lily Amirpour jest dziewczęce, muzyczne i anarchistyczne z ducha. Coś w "Mona Lisie" przypomina debiut reżyserki – "O dziewczynie, która wraca nocą sama do domu". Oba filmy, mimo że rozgrywające się również za dnia, to w znacznej mierze miejskie kino nocy, tyle że miasta inne i inne noce. Zanurzone w ekspresjonistycznej czerni i bieli Złe Miasto z pierwszego filmu było wymarłe i zatrute: narkotykami, których dilerów eliminowała bohaterka; i elektrownią, przy której spotykała się z chłopakiem. Dobra energia płynęła z muzyki. Podczas wspomnianej randki, on pytał jej, jakiej piosenki słuchała ostatnio, ona odpowiadała, że "Hello, hello" Lionela Richiego. Wcześniej, u siebie, włączała mu White Lies. [w tym miejscu uczciwie przyznam, że doceniłem ten ujmujący film dopiero po latach, przy powtórnym seansie].  

Akcja najnowszego filmu Amirpour rozgrywa się w Nowym Orleanie – trudno o miasto bardziej muzyczne. Noc w "Mona Lisie" żyje, ma swój rytm, jest barwna, nieco oderwana, szalona, ludyczna. Scenerią nocnych scen są nierzadko zatłoczone, nigdy nieopustoszałe ulice, całodobowe przybytki, kluby ze striptizem, bary z fast-foodem. Kiedy w jednej z początkowych scen uciekająca z zakładu psychiatrycznego Mona zbliża się do Nowego Orleanu, nad miastem wybuchają fajerwerki.  

Debiutancki film Amirpour był wręcz nerdowo zanurzony w kinie gatunku: w wampirycznym horrorze, westernie i filmie-noir. Jednocześnie poetyka slow oraz niekonwencjonalnie poprowadzona fabuła czyniły z niego obraz tak przewrotny w traktowaniu gatunkowych tropów, że już antygatunkowy, postmodernistyczny w podobny sposób jak kino późnego Jarmuscha. Znacznie bogatsza w ruch, dialog i zwroty akcji "Mona Lisa" jest inna (tak jak inny był drugi film reżyserki "Outsiderka") ale to nadal osobne i bardzo autorskie ujęcie: kino gatunku w nawiasie, kino gatunku na luzie i z sercem po właściwej stronie.  

Nadprzyrodzone właściwości bohaterek – w pierwszym filmie wampiryczne, w ostatnim: psychokinetyczne – to nade wszystko sposoby na zaakcentowanie ich dziewczęcej witalności i niezależności. Niezależności z gruntu anarchistycznej. Nieprzypadkowo jedyne prawdziwe wsparcie znajduje Mona u niezepsutego światem dziecka oraz wolnego duchem i zjaranego trawką drobnego ulicznego dilera.  

Z kolei na jej głównego antagonistę szybko wyrasta ścigający ją PRZEDSTAWICIEL PRAWA. Oficer Harold ma poczciwą twarz Craiga Robinsona, ale od początku coś nie gra w jego zajadłości. Twierdzi, że lubi ludzi, jednak Mona w to nie wierzy; w trakcie drugiej konfrontacji pyta go: "Dlaczego myślisz, że to ty rządzisz?". Dla Harolda dziewczęca energia "szalonej" Mony jest anomalią, jest nie do zaakceptowania, to czary, voodoo, służebnica szatana. Ten napawający się władzą i jej akcesoriami strażnik raz ustalonego porządku, z czasem nakręca się tylko bardziej: traci kontrolę, nerwy, traci poczciwość.  

W jednej z początkowych scen filmu Harold kupuje ciastko z wróżbą, napis głosi: "Forget what you know" – nie ma wątpliwości, że to zapowiedź nadchodzących wydarzeń, spotkania Mony Lee i doświadczenia na własnej skórze jej nadprzyrodzonych zdolności. Ale może chodzi o znacznie więcej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz