niedziela, 1 sierpnia 2010

"Stay beautiful!"




- fragment "A Time for Love", pierwszej z trzech nowel "Three Times" Hou Hsiao-hsiena. Kocham ten film za całokształt, jednak oglądając go mam zawsze wrażenie, jakby część druga i trzecia istniały tylko po to, aby ta pierwsza mogła jak najpiękniej wybrzmieć. Na co oczywiście można spojrzeć i od innej strony. Wszystkie nowele, trzy czasy, są tu dla siebie wzajemnym punktem odniesienia, dopełniają się – często przez przeciwieństwa. Wszystkie łączy temat miłości, parę głównych bohaterów grają ci sami aktorzy, a przedstawienie czasu, którego dana część dotyczy, różnicuje poszczególne historie i pod względem wymowy i sposobu opowiadania.

Zrealizowana – w większości – w poetyce filmu niemego, rozgrywająca się w 1911 roku nowela druga "A Time for Freedom", najodleglejsza czasowo jest też najodleglejsza formalnie. Nowela ostatnia "A Time for Youth" przypominająca kino kojarzone z nazwiskiem innego Tajwańczyka Tsai Ming-lianga jest pesymistycznym obrazem współczesnej rzeczywistości, obserwowanej bezpośrednio, tu i teraz. Z kolei czas z "A Time for Love" zapisany jest w pamięci sentymentalnej.


1966 rok, jakaś niewielka miejscowość na Tajwanie, młody chłopak, dzień przed powołaniem do wojska poznaje w klubie bilardowym pracującą tam hostessę, później ona przenosi się do innego miasta, a on podczas przepustki próbuje ją odnaleźć, szuka, znajduje. I właściwie tyle. Kilka oszczędnie opowiedzianych, bardzo naturalnych scen. Między parą niemal nie znających się młodych bohaterów nie ma tu zbyt wielu słów, jest przyjemność bycia obok siebie, w tym samym miejscu i czasie. Stąd bierze się liryzm filmu. Poza tym jeszcze z sentymentalnych szlagierów rozbrzmiewających w tle, z "Smoke Gets In Your Eyes" i "Rain and Tears"; piosenek w jakimś sensie tożsamych tu z bohaterami, wyrażających sobą dokładnie tą samą, wciąż jeszcze niewinną rzeczywistość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz