piątek, 3 grudnia 2010

Wejście w pustkę (Enter the Void), reż. Gaspar Noe

Krótko, bo niełatwo mi to ogarnąć. Nie jest to doskonały film, ale jaki by nie był, ze wszystkimi swoimi wadami - zrobił na mnie ogromne wrażenie. Potrzeba jednak niemałej odwagi, aby porwać się na tak totalny, a przez to ryzykowny, w jakimś sensie - skazany na kicz temat, jak Wędrówka Duszy. Porwać się z rozmachem a przy tym całkowicie na swój własny, osobny, bezkompromisowy sposób. Pod tym ostatnim względem jest "Wejście w pustkę" filmem wręcz megalomańskim: wszystko, począwszy od obrazów miejskich zakątków piekła po na poły kazirodczą miłość jest tu tak bardzo w stylu Noego, że gdy w jednej ze scen na czyjeś pytanie Kto cię tu przysłał? bohater odpowiada Gaspar to nie ma w tym nic dziwnego. "Wejście w pustkę" jest może pretensjonalne i może naiwne, ale przy tym temacie to nieuniknione, bez znaczenia. Jakkolwiek to zabrzmi - to jest kino, które ma w sobie coś z modlitwy. W transie. Liczy się zaangażowanie, wiara z jaką Noe opowiada. Również - zwłaszcza - wrażliwość, której jest tu więcej niż w w jego wszystkich poprzednich filmach razem wziętych (piękny i mocny orgiastyczny finał). Wiem, że to już było i w "Nieodwracalnym" i w "Sam przeciw wszystkim", ale dopiero za sprawą "Wejścia w pustkę" poczułem, że obok tych wszystkich wstrząsów wycelowanych w widza Noemu naprawdę zależy na swoich bohaterach. Mimo, że zwykle każe im wędrować przez piekło. W tym przypadku - wciąż od nowa.

13 komentarzy:

  1. Podobne miałem wrazenia, nie ma co się pastwić, jest to kino samo w sobie pretensjonalne, ale też taki temat trudno na dziłe udziwniać.
    Brakowało mi jednak tego co zawierał opis na FW, wizji duszy Oskara, tego koszmaru, miksu przyszłości z przeszłością. Poza tym temacik o romansie Oskara z mamą tego drugiego, co to ledwie wspomniany był. Tak wiec Gaspar miał fajny pomysł, ale nie wszystko udało mu się wycisnąć, bo serio, Enter nie wiele brakuje do miana kina przełomowego.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Brakowało mi jednak tego co zawierał opis na FW, wizji duszy Oskara, tego koszmaru, miksu przyszłości z przeszłością."

    Hm. A ja to tam widziałem. W przeciwieństwie do opisu na FW. Zresztą, po tym jak film Noego został raczej chłodnie przyjęty przez większość znajomych podchodziłem do niego bez większych oczekiwań.

    OdpowiedzUsuń
  3. A myślałem, że zachwyt nad tym filmem jest niemożliwy. Ostatnio zmusiłem się do odpalenia wszystkich filmów Noe. Zmusiłem się, bo się bałem szokowania na siłę itp. Trochę słusznie, trochę nie. W każdym razie choć Enter the Void średnio mi się podobał (miejscami podobał się bardzo, miejscami na odwrót - finałowa orgia), to zgadzam się, że kino to śmierdzi miłością reżysera do postaci. Tyle, że nie sądzę, by w stopniu większym niż w obrazie Sam przeciwko wszystkim. Tamto zakończenie widzi mi się jako tak samo straszne, co i piękne.
    Moim największym zarzutem wobec Enter the Void jest nie pretensjonalność, choć razi miejscami strasznie, ale czas trwania filmu. Poczatkowo byłem bardzo mile nim zaskoczony, po tych wszystkich mniej czy bardziej negatywnych opiniach. ale gdzieś w połowie tego dwu i pół godzinnego maratonu poczułem senność. Musiałem zrobić przerwę. Wróciłem do filmu, po 30 minutach znowu przerwa. Za dużo monotonni, niepotrzebnych scen mających wydłużyć efekt zahipnotyzowania widza, ale przez swoją długość z tej hipnozy wybudzających. Tak moim skromnym. Ale oglądam dalej i nagle orientuje się, że znowu się nieźle w to wkręciłem, że ponownie podoba mi się. I wtedy dostaje po pysku tym finałem. Tym chujem penetrującym, i tym banałem, jaki się z tego rodzi. Tak to widzę, bijmy się;]

    OdpowiedzUsuń
  4. Co prawda jakiejś szczególnie rażącej monotonii podczas seansu nie odczułem, ale zgodzę się, że film jest za długi. Rzeczywiście jest tam coś w drugiej połowie, co wybija z transu. Dwadzieścia minut mniej a z pewnością by tylko zyskał. Zgodzę się też z tym, co napisałeś o zakończeniu "Sam przeciw wszystkim" (uważam zresztą, że to jego najlepszy film). Zmiażdżyło mnie swego czasu, w pewnym momencie pomyślałem coś w rodzaju że nienawidzę Gaspara Noe, ale chwilę później zmieniłem zdanie. I pewnie nie ja jeden tak miałem. Wiem, że Noe lubi "rzeźnika" i nie chcę bynajmniej twierdzić, że bohaterów Pustki lubi bardziej. Po prostu bardziej to... poczułem w tym drugim przypadku.

    Co do finału, ok., ten "chuj penetrujący" to samo w sobie nie jest oszałamiające estetyczne doznanie, ale jako całość ta scena, zakończenie, jest – moim zdaniem – fascynujące. Nikt wcześniej nie pokazał TAK stworzenia, tak łącząc ze sobą w jedno skrajności: (totalną) fizjologię z (totalną) duchowością, sacrum z profanum; w tym sensie jest to scena tak pierwotna jak pierwotny jest sam akt stworzenia. A jeszcze te szeptane przez bohaterkę "Cum inside me...". No kurczę, piękne.

    OdpowiedzUsuń
  5. ARek, a ja myślałem, że tylko ja mam takie prblemy. Mnie ten "chuj" jednocześnie przeszkadza i nieprzeszkadza. Bo tak, trochę się zgodzę że to jest jakiś tam nowatorski sposób pokazania aktu narodzenia, ale jednak, artystycznie moim zdaniem słaby. Numer na raz, numer dla samego numeru, penis i strzał, w zbliżeniu, efekt jest tylko taki, że widz wie jak to wygląda z bliska.
    Dla mnie ten film nie był za długi, ale wizji oskara nie poczułem, zebyś wiedział, dla mnie to były raczej powtórki z wypadku plus kilka innych. Chciałem poczuć jak teraźnijeszość miesza się z przyszłoscią, a jakoś tego nie zauważłem.

    OdpowiedzUsuń
  6. Były przecież takie motywy, tzn. przeszłości sporo, z przyszłosci krótka sekwencja. Ale to był jeden z lepszych fragmentów jak dla mnie. Mocno zmylający i zaskakujący.
    Ja to bym to skrócił o dobrą godzinę. Wydaje mi się, że film by tylko zyskał. Bo potencjał tu duży. A to, że nakręcone to niesamowicie, to jednak nie wystarcza. Za dużo podobnych scen.
    Podoba mi się arkowe "usprawiedliwienie" finału.

    OdpowiedzUsuń
  7. O której wizji mowa? Wiesz, jak czytałem opis z FW, to byłem swiecie przekonany, ze Noe zafunduje jakieś wizje, koszmary,a mało teog było, głównie retrospekcje. Ty i Arek mówicie, ze były, wyteżam pamięć, ale kurcze, jedyne co pamietam to chyba jak duch Oskara jedzie w taksówce oeraz jak odwiedza tego swojego przyjaciela. To chyba była wizja a nie reality.

    OdpowiedzUsuń
  8. No to były właśnie wizje przyszłości. Ewentualnej przyszłości, jeśli wróciłby do swojego ciała.

    OdpowiedzUsuń
  9. Zapomniałbym, widziałeś to zakichane Nieodwracalne?

    OdpowiedzUsuń
  10. Najwięcej usilnego szokowania z wszystkich dłuższych filmów Noe. Szkoda. Sili się na emocje szczególnie na koniec, sztucznie przedłużany i przedłużany. Strzela sobie tym w stopę, staje się sztuczne.
    Poza tym głowa mnie rozbolała. Tak miało być, ale ja nie lubię, jak mnie głowa boli.
    Ciekawe, nawet bardzo. Ale nic więcej.

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie rozumiem do końca wszystkich zarzutów powyżej. Film jest czytelny od początku do końca. Mało tego, całe dwie godziny 'wędrówki duszy' (w cudzysłowie, bo tak naprawdę nie ma tam żadnej duszy) zostały streszczone w pierwszych 20 minutach filmu. Po śmierci (widziane z pierwszej osoby, plus reakcje najbliższych) mamy przegląd-retrospekcję całego życia, następnie powrót do teraźniejszości, która jakoś sobie radzi po śmierci Oscara (wątki z rozmów z Lindą i Alexem), następnie parę sekwencji koszmarów (reakcje na kurczowe trzymanie się świata żywych) i w końcu odnalezienie drogi oraz 'grande finale', które sprowadza nas do...niczego. Jak to u Noego.

    OdpowiedzUsuń