niedziela, 30 stycznia 2011

Villon's Wife, reż. Kichitaro Negishi (2009)


Wspaniała Takako Matsu jako oddana żona swego egoistycznego męża - cierpiącego na ból istnienia przez 24 godziny na dobę pisarza Otani - to na pierwszy rzut oka typowy przykład popularnego w japońskim kinie (za sprawą filmów Kenjiego Mizoguchiego zwłaszcza w okresie klasycznym) archetypu idealnej żony/matki. Wzorcowo tradycyjna w sposobie bycia, często samotna w swoim związku a jednocześnie znosząca kolejne niesprawiedliwości ze strony męża, gotowa na każde poświecenia dla niego, swoją postawą budzić może (musi?) niejeden odruch sprzeciwu (i to nawet uwzględniając fakt, że mąż bohaterki - dojrzale zagrany przez Tadanobu Asano - przy całej irytacji, którą wzbudza nie jest postacią pozbawioną autentycznego tragizmu). Jednak piękno tego dość kameralnego i celowo bardzo tradycyjnie, żeby nie powiedzieć - akademicko, zrealizowanego filmu w tym, że nie ma w nim ani klasycznej krytyki patriarchalnego porządku i mentalności, ani - również klasycznej - pomnikowej heroizacji kobiecej bohaterki, jak to bywało z Matkami-Japonkami w - przyznaję, czasem znakomitych - filmach Mizoguchiego. Powstały w oparciu o napisane w 1947 r. autobiograficzne opowiadanie Osamu Dazaia "Villon's Wife" to przede wszystkim intymny, a dzięki Takako Matsu również bardzo subtelny portret pewnego związku i pewnego uczucia, które każe pozostawać przy tej drugiej osobie niezależnie od jej wad, słabości i ciężaru, który się z tym wiąże; to film o istocie wierności - piękny, a na swój sposób również fascynujący (już zwłaszcza oglądany niedługo po "Blue Valentine" Dereka Cianfrance'a).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz