niedziela, 6 lutego 2011

Vegetarian, reż. Lim Woon-seong (2009)


Bohaterka tego oryginalnego filmu Yeong-hye, na skutek powracających snów w jednej chwili odrzuca mięso, zarówno jako pożywienie, jak też w znacznie szerszej perspektywie: nie może znieść jego zapachu, odpycha ją również zapach innego człowieka (tu - jej męża), odsuwa się od innych ludzi, w większości także od swojej rodziny, pozostając w bliższej relacji wyłącznie ze starszą siostrą, której mąż - malarz (artysta wizualny) w tajemnicy proponuje Yeong-hye filmowane sesje malowania na jej ciele, co niedługo później odsłoni istotę nieoczekiwanej przemiany bohaterki, z czasem odrzucającej jedzenie w ogóle... Mimo że podstawowy zestaw zagadnień, które debiutujący reżyser porusza w swoim filmie: szaleństwo, ciało, sztuka - łatwo mógł zapędzić całość w pretensjonalność "Vegetarian" broni się przed tą ścieżką skutecznie. Zrealizowany z wyczuciem, dwuznaczny, ale też bardzo delikatny w kreśleniu relacji między trójką głównych bohaterów film Koreańczyka jest na swoim podstawowym poziomie historią pewnej choroby/szaleństwa jako konsekwencji traumatycznych przeżyć z przeszłości. Co samo w sobie zdaje się jednak interesować reżysera najmniej, inaczej niż interesuje go jego bohaterka. Nie portretowana tu bynajmniej jako kliniczny przypadek. W swojej autodestrukcyjnej próbie przekroczenia nieprzekraczalnego, przekształcenia siebie w inny, "niezwierzęcy" organizm Yeong-hye przypomina nieco główną bohaterkę głośnego "Pod moją skórą" Mariny de Van. Różnica jest ta, że Esther ze wspomnianego filmu próbowała dotrzeć gdzieś dalej (do duszy?) poprzez ciało, bohaterka "Wegetarianki" z kolei - poprzez całkowite odrzucenie cielesności. Końcowy, mocny niedosyt, który pozostawiają po sobie te dwa filmy jest zbliżony i w obu przypadkach tak samo nieunikniony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz