poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Shameless, sezon 1 (2011)

Amerykańska wersja popularnego brytyjskiego serialu - i telewizyjna rewelacja tego roku. Opowiadający o ubogiej, wielodzietnej rodzinie z klasy pracującej "Shameless" skrywa w swoich podstawach spory potencjał, z jednej strony - na tzw. zaangażowaną historię o życiu ludzi wywodzących się ze społecznych nizin, z drugiej - na cięty, satyryczny portret nieuprzywilejowanej klasy społecznej (a jednocześnie tym bardziej satyryczny portret przedstawicieli konkretnego narodu, jak np... "Świat według Kiepskich"). Ale nie jest ani jednym, ani drugim. Jest za to przezabawnym, bardzo niepoprawnym, ale też niejednokrotnie bardzo pięknym peanem na część tego wszystkiego, co niedoskonałe.

Portretując przedstawioną rzeczywistość i zaludniających ją bohaterów od dołu, bez idealizacji, ale za to z całym bagażem wad, przeciętności, bylejakości - twórcy uwalniają ich jednocześnie od przymusu poprawności. Zdradzające kolejne problemy bohaterów fabularne motywy, które w każdej innej, a bardziej tradycyjnie pomyślanej historii musiałyby stać się punktem zapalnym dla ciągnącej się dłużej lub krócej emocjonalnej szamotaniny (ktoś bliski ukrywał swoją orientację seksualną, ktoś inny, że jest żonaty, ktoś kogoś zdradził, ktoś... porwał dziecko) tu z reguły przekroczone zostają nad wyraz szybko; bynajmniej nie dlatego, że twórcy posługują się skrótem, ale dlatego, że obdarzając kolejne postacie wiedzą o swoich wzajemnych niedo- pozbawiają ich jednocześnie hipokryzji. Słowa, które w ostatnim epizodzie sezonu bohaterka serialu mówi do swojej młodszej siostry: życie to bałagan, a ludzie mają sekrety brzmią w tym kontekście trochę jak motto całości.

Charakterystyczne, że ten sam epizod zakończy się m.in. samobójczą śmiercią jednego z drugoplanowych bohaterów - tego, który bodajże najbardziej z wszystkich portretowanych w "Shameless" dąży do społecznie akceptowanego ideału. W tym miejscu kryje się największa może przewrotność serii. Mimo że w większości opisów "Shameless" rodzina bohaterów definiowana jest jako dysfunkcyjna, twórcy serialu dysfunkcyjności (czy może podstaw dla niej) doszukują się nie w bałaganie Gallagherów, ale raczej po tej drugiej stronie - tam gdzie ładnie i posprzątane: w często - ciężarze odgórnie narzuconych społecznych norm, w konwenansie i wymogu atrakcyjności za wszelką cenę, wreszcie we wstydliwym ukrywaniu i odrzucaniu tego wszystkiego co nasze, a takie brzydkie i nieczyste.

12 komentarzy:

  1. He. Ostatnio zastanawiałem się nad tym, kiedy taki serial wreszcie powstanie.
    Takie specyficzne urywanie potencjalnej emocjonalnej szamotaniny pojawiło się już w "Mad Men". Wspominam o tym, bo właśnie oglądam. I tak mam trochę mieszane odczucia odnośnie tego właśnie aspektu. Jakby nie patrzeć dramaturgia trochę na tym cierpi.

    "Twórcy serialu dysfunkcyjności (czy może podstaw dla niej) doszukują się nie w bałaganie Gallagherów, ale raczej po tej drugiej stronie"

    Bardzo się cieszę :>

    OdpowiedzUsuń
  2. W "Shameless" dramaturgia na tym nie cierpi. Jak na mój gust to nawet poniekąd zyskuje. W każdym razie takie rozładowanie potencjalnie bardzo problematycznej sytuacji związane z wyjściem poza pewne przypisane bohaterom role, poza "grę", społeczne rytuały - wzrusza mnie niezmiennie. I oczywiście to nie jest tak prosto, że coś tam na koniec odcinka urywamy, zapominamy i jedziemy dalej...

    Też się cieszę. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A a propos tego przykładu z "Mad Men" to konkretnie co masz na myśli?

    OdpowiedzUsuń
  4. Między większością odcinków nie ma ciągłości czasowej. Daje to szerszą perspektywę społeczną, itp., ale do niektórych wątków się już wcale nie wraca. Efektem tego pierwszy sezon traktowałem jeszcze jako nietypowe droczenie się z widzem, ale drugi oglądam już bardzo "luźno". Bo przecież połowa tego, co zobaczę, zostanie ucięta i zapomniana. Ciągle dawać będzie bardzo ciekawy kontekst do kolejnych wydarzeń, ale takie eksperymentowanie z dramaturgią wydaje mi się na dłuższą metę zupełnie bezcelowe.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie odbierałem tego w ten sposób. W każdym razie nie do końca. Niewątpliwie masz rację z tym, że do niektórych wątków się tam nie wraca, co może przeszkadzać, ale do paru ważnych jeszcze się wróci, zobaczysz. "(...) połowa(...) zostanie ucięta i zapomniana" - to zdecydowanie za dużo powiedziane.

    Ale przyznam, że również pierwszy sezon oglądałem trochę inaczej niż kolejne. Wydaje mi się, że początkowo twórcy zdecydowanie mocniej niż później akcentują pewną opresyjność 'tamtych czasów', zwłaszcza pod kątem męskiego szowinizmu. Z czasem robi się tak jakby luźniej, bardziej tak... biurowo.

    Niemniej, uważam, że "Mad Men" cały czas trzyma bardzo wysoki poziom. Głównie za sprawą trzech świetnie napisanych i zagranych postaci kobiecych (jestem zwłaszcza wielkim fanem Peggy Olson).

    OdpowiedzUsuń
  6. Połowa z tego, co do tej pory widziałem - a jestem przy końcówce drugiego sezonu - poszła sobie het i nie wraca. No chyba, że będzie wielki powrót w sezonie następnym?:>
    Pierwszy sezon jest zdecydowanie mocniejszy. Do pewnego momentu myślałem, że mam do czynienia z noir, które zaraz wybuchnie mi sporą ilością "grozy". Szkoda, że tak się nie stało, chociaż to i tak najlepszy serial obyczajowy, jaki znam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Serial czeka przeze mnie na obejrzenie, gdy bee miała trochę więcej wolnego czasu. Jak na razie widziałam kilka pierwszych odcinków oryginalnej, brytyjskiej wersji. Niestety, przeszkadzał mi trochę akcent brytyjski i szybkość wypowiadania dialogów. Zbyt dużo amerykańskich produkcji oglądam w stosunku do tych brytyjskichXD

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam ten sam problem z dialogami w brytyjskim kinie (i irlandzkim też). Bez choćby angielskich napisów niełatwo się to ogląda.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja tak miewam z kinem australijskim. Niektóre dialogi z "Noise" musiałem kilka razy przesłuchiwać. Dlatego tez boję się "Jindabyne", chyba że podrzucisz mi jakieś suby?:>

    OdpowiedzUsuń
  10. Podrzucę, tylko muszę poszukać. Do "Noise" też mam jakby co - polskie nawet. :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja akurat, z kinem australijskim, nie mam aż takich problemów :D Ostatnio oglądałam kilka odcinków Packed to the Rafters i po kilkunastu minutach, oglądało mi się naprawdę dobrze. Ale niestety, kompletnie się nie znam na tym, co jest warte do obejrzenia z kina australijskiego - zarówno z filmów jak i serialiXD

    OdpowiedzUsuń
  12. Zupełnie nie jestem w temacie australijskich seriali, co do filmów, to o kilku moich ulubionych na blogu pisałem, polecam, może znajdziesz tam coś dla siebie.

    OdpowiedzUsuń