sobota, 16 lipca 2011

o "In the Beginning" Xaviera Giannoliego raz jeszcze


Tym razem troszkę wylewniej (co jeszcze nie znaczy, że będzie esej). W niewielkim francuskim mieście częściowo objętym bezrobociem pojawia się niejaki Phillip Miller, właściwie Paul - oszust podający się za przedstawiciela firmy, która kilka lat wcześniej prowadziła, przerwane na skutek ekologicznych protestów, prace nad autostradą, w co zaangażowana była część lokalnej społeczności. Po otrzymaniu łapówki Paul nie wycofuje się, ale traktowany jako swego rodzaju bohater, trochę może z próżności (i z samotności), trochę na skutek zbiegów okoliczności, przypadku, kobiety - wczuwa się w swoją pozytywną rolę coraz bardziej i za sprawą kolejnych przekrętów, sfałszowanych kredytów doprowadza do budowy autostrady a poniekąd również do ukończenia jej zamierzonego odcinka.

Na poziomie opisu/punktu wyjścia "In the Beginning" jawi się trochę jak historia rodem z kina Franka Capry: przemiana cynika, zintegrowana społeczność, ciepełko wspólnoty i zmierzanie ku społecznemu dobru na przekór bezdusznym tym-na-górze. Ostatecznie film Giannoliego niewiele ma w sobie z tego rodzaju, tyleż naiwnego, co wdzięcznego humanizmu, nie tylko dlatego, że oparty na autentycznych wydarzeniach opowiedziany jest w sposób zdecydowanie odbiegający od poetyki kina krzepiącego. Również tylko do czasu można go postrzegać jako przykład filmu społecznie zaangażowanego. Jego właściwy temat, odsłaniający się na dobre wraz z zawiązaniem akcji jest niby oczywisty, a jednak zaskakujący. "In the Beginning" to film o iluminacji - w podstawowym tego słowa znaczeniu i przez duże i; to nienachalna, niedydaktyczna "przypowieść" o przemianie, przejściu z ciemnej strony mocy na stronę jasną, ale - co kluczowe - przejściu, u celu którego niekoniecznie stoi Społeczne Dobro, szlachetność, którą w jakikolwiek sposób dałoby się zmierzyć, pochwalić, nagrodzić oklaskami. Budowa autostrady do ukończenia której bohater dąży w coraz bardziej desperacki sposób i coraz bardziej wyłącznie w swoim własnym imieniu - jest w gruncie rzeczy przedsięwzięciem jałowym, nic nie zmieni, nikomu na większą skalę nie pomoże, wręcz dosłownie - prowadzi donikąd. Staje się jednak tym szczególnym impulsem, który - raz odczuty - sprawia, że bohater przewartościuje całe swoje 'ja', przekształca swój fałsz w swoją prawdę; niekoniecznie czytelną dla innych i z ich aprobatą.

1 komentarz:

  1. Fajnie, że napisałeś coś więcej. Chętnie sprawdzę ten film.

    OdpowiedzUsuń