niedziela, 18 września 2011

The Yellow Sea, reż. Na Hong-jin (2010)

Nowy film Na Hong-jina jest prawie tak dobry jak jego głośny debiut – dreszczowiec "The Chaser" z 2008 - choć tak samo jak debiut niepozbawiony wad, w tym przypadku obecnych zwłaszcza w konstrukcji filmu. Mimo, że trwa aż dwie i pół godziny całość wydaje się niepełna (a może odwrotnie – przepełniona, co mogłaby tłumaczyć reżyserska wersja filmu, inaczej zmontowana, krótsza o piętnaście minut), chwilami też – w konsekwencji - nieco chaotyczna w narracji. Mimo to historia pochodzącego z Korei Północnej, a przebywającego w regionie Chin Kim Goo-nama, który, zdesperowany, godzi się na na wyjazd Korei Południowej i zabójstwo komuś niewygodnej osoby, co oczywiście pociąga za sobą lawinę akcji – przykuwa do ekranu: ma scenariusz, ma bohatera i sporą, a stopniową narastającą dramaturgię. Podobnie jak "The Chaser" zawiera też w sobie bardzo dużą dawkę brutalności, inaczej już jednak wygrywaną przez Na Hong-jina niż w debiucie, co też w największym stopniu działa na korzyść jego filmu.

Ze względu na mocno eksponowane w fabule uwikłanie w nią dwóch Korei "The Yellow Sea" jest bodajże najdobitniejszym – od czasu "Strażnika wybrzeża" Kim Ki-duka – potwierdzeniem tezy tłumaczącej brutalność kina koreańskiego bratobójczą historią podzielonego kraju i związanego z tym wciąż żywego, tłumionego napięcia. Ale obecna w "The Yellow Sea" drastyczność staje się przewrotnym atutem filmu bardziej trywialną drogą – poprzez sposób jej ukazania. Jak to przeważnie w koreańskim kinie gatunku bywa, narzędziami dochodzenia własnych racji rzadko kiedy jest tu broń palna (zakazana w Korei) ale to, co wpadnie bohaterom w rękę: noże, siekiery, tasaki, klucze francuskie, a nawet zwierzęce kości. Te ostatnie - bardzo wymowne - w scenie nieprzypadkowo rozgrywającej się w rzeźni. Nieprzypadkowo, ponieważ narastająca w drugiej części filmu eskalacja przemocy ma w sobie coś prawdziwie dzikiego – pierwotnego. Zbliżając się do finału reżyser z dużą konsekwencją akcentuje ten aspekt "The Yellow Sea" coraz mocniej, przez co konwencjonalna początkowo historia uwikłanego w czyjeś zbrodnie, ściganego przez różne strony bohatera - stopniowo przekształca się w jego rękach w dotkliwie cielesne kino akcji, w swoim podskórnym prymitywizmie wystarczająco niepokojące, aby wyjść ostatecznie poza własną rozrywkowość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz