wtorek, 5 czerwca 2012

Craig Thompson - Blankets. Pod śnieżną kołderką

*wyjątkowo nie o filmie, ale chciałbym trochę zdynamizować bloga, ruszyć z nim z miejsca, i może pisanie o powieściach, komiksach, o książkach w ogóle, trochę mi w tym dopomoże.

Długi – blisko 600 stronicowy – komiks Craiga Thompsona to jednocześnie osobista, intymna historia pewnego poszczególnego dzieciństwa, młodości, poszczególnej wiary i poszczególnego uczucia i bardzo uniwersalny, dotkliwy portret procesu określanego czy to jako wkraczanie w dorosłość, czy utrata niewinności. Historia o świecie takim, jaki był, a nie jaki jest, a wiec historia jakich opowiedziano już wiele, tyle że ta, w odróżnieniu od wielu, wybitna.

Nie jestem zbyt dobrze zaznajomiony z komiksowym kanonem, a gdybym miał porównać  "Blankets" do dzieł wywodzących się z innych sztuk, to z filmu byłoby to autobiograficzne kino Terence’a Daviesa ("Dalekie głosy, spokojne życie", "Koniec długiego dnia") a z muzyki "Grace" Jeffa Buckleya (to oczywiście dowolne porównanie, różni autorzy i rożne (nad)wrażliwości, ale co dla nich wspólne – to, że każdy z nich wychodząc od tego, co intymne, najbardziej osobiste stworzył wypowiedź artystycznie doskonałą, kompletną, szczerą, pozbawioną choćby jednej - ekshibicjonistycznej czy narcystycznej - fałszywie brzmiącej nuty, innymi słowy arcydzieło w swojej sentymentalnej kategorii).

Szczenięce lata w małym miasteczku w Wisconsin, purytańskie środowisko, purytańscy rodzice – grzech – zbawienie - Bóg, oczywisty, ale niesprawiedliwy; za ciepłe lata, za zimne zimy, wyobcowanie; szkoła jako miejsce nieustannej opresyjności; więź z młodszym baratem, strachy w szafie, pasje, rysowanie; dziewczyna – seksualność - pierwsza miłość...

Z kolejnych "wątków", kolejnych przedstawionych etapów swojego dorastania temu ostatniemu – krótkiemu związkowi z poznaną na zimowym obozie dziewczyną o imieniu Raina - poświęca Thompson zdecydowanie najwięcej miejsca. Będąc miejscami aż wzruszająco drobiazgowym, czyni z poznania Rainy, jej domu, jej rodziny, jej świata, siebie w jej świecie - sedno opowieści, skonstruowanej zresztą tak, aby wszystko, co wcześniej (dzieciństwo) prowadziło go do tej osoby, tego doświadczenia, a wszystko, co później (dorosłość) było jego tylko ciągiem dalszym. Definitywnie zmienionym/określonym przez nie. Bo jw. - jest "Blankets" historią dojrzewania, ale nie tylko w znaczeniu ‘mija czas, wyrasta się’, jest też – czy nawet jest przede wszystkim - opowieścią o rozpoznaniu rzeczywistości, o iluminacji, ale iluminacji szczególnego rodzaju. O ile w swoich podstawach termin ten odnosi się do oświecenia duchowego, o tyle iluminacja Thompsona-bohatera, wywodząc się wyłącznie z tego, co przyziemne, jako takie tyleż piękne, co nietrwałe, staje się zaczątkiem jego, w pełni już dorosłego odsunięcia się od wpajanej mu od dzieciństwa wiary. 

7 komentarzy:

  1. Opis - kwestia sedna opowieści - trochę przypomina "Stój" Jasona :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, że opis trochę przypomina. Tyle że w bardzo pesymistycznym, depresyjnym "Stój" sednem opowieści jest jednak tragiczne - traumatyczne wydarzenie, tu mowa o czymś innym, czymś jaśniejszym.

      btw. "Czasem" przeczytałem, dobre.

      Usuń
  2. A zgodzisz się, że i "Stój" to rzecz wybitna?

    Ale tylko dobre? Napisz coś więcej :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tej chwili zgodzę się, że to rzecz bardzo dobra. Może po kolejnej lekturze...

      "Czasem" bdb-. Nie żebym chciał się czegoś czepiać (może z wyjątkiem lekko mnie już drażniącego schematu, że jak polska wieś miejscem akcji to prędzej czy później... coś... musi pójść w ruch, nie piszę co, żeby nie psuć niespodzianki, ale to łatwe do zgadnięcia). Naprawdę mi się podobało. Fabularny punkt wyjścia, z rodzaju tych niezwykłych, jest dla autorów przede wszystkim pretekstem dla bardzo sugestywnie - dobitnie - sportretowanego procesu dziadzienia, takiego umysłowego lenistwa - mentalnego gnicia. To ich interesuje najbardziej. Przy okazji (czy raczej tym samym) coś o tym, że samotnia niszczy, że czas, nawet jak się wydaje, że stoi w miejscu, to w rzeczywistości zapierdala (choćby tylko w miejscu) i też niszczy. Naprawdę niegłupie to wszystko. A do tego niepokojące w swojej wymowie. Ja przynajmniej czytając miałem chwilami odczucie, że mam coś wspólnego z bohaterem tej historii, z miejscem, w którym się on znajduje. Niezbyt fajne odczucie.

      Usuń
  3. O ile mnie pamięć nie myli, to "Stój" pokochałem dopiero po trzeciej lekturze. Diabeł tkwi w szczegółach!
    Obecnie jeśli bym miał wymienić najlepsze komiksy, jakie w życiu przeczytałem, to znajdowałby się w ścisłej czołówce.
    Sprawdź jeszcze koniecznie "Pssst!".

    OdpowiedzUsuń
  4. Arek, teraz czeka ciebie jeszcze Habibi. A Marcin niech nie traci czasu i posiądzie Czasem. Warto.
    BTW, też wam się czasami myli z Tymczasem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jestem na bieżąco z komiksowymi nowościami wydawniczymi i nawet nie wiedziałem o zbliżającej się premierze "Habibi". Dzięki za zwrócenie uwagi. Zapowiada się świetnie.

      Nie czytałem "Tymczasem" więc mnie się nie myli.

      Usuń