Hitchcock w "The Girl" to wybitny reżyser i niespełniony w życiu
osobistym - także za sprawą swej cielesności - frustrat, wykorzystujący
swą władzę reżyserski wirtuoz, mistrz suspensu, ofiara i oblech, który budzi po trosze fascynację, niechęć i litość. Wszystko tylko nie sympatię.
Toby
Jones gra go niemal jak psychopatę z dreszczowca, którego
psychoza jest do pewnego stopnia - ale i w kluczowym aspekcie -
rezultatem skrzywienia zawodowego, filmowego spojrzenia:
fetyszystycznego, uprzedmiotowiającego i/więc seksistowskiego. W
ukazanej w filmie Jarrolda relacji Hitchcocka z Tippi Hedren (w którą znakomicie wciela się Sienna Miller), za jego sprawą
niezdrowej, niezręcznej, pełnej emocjonalnej napaści
(agresji), wydaje się mu chodzić już nie tylko o to, aby posiąść
seksualnie dziewczynę, co nią zawładnąć - właśnie uprzedmiotowić. Jako
blondynkę, albo brunetkę, jako seksualnie dostępny "obiekt pożądania", który na ekranie zawsze pozostaje obiektem niedostępnym.
Co - od trochę innej strony - może być też postrzegane jako substytut
cielesnego zdominowania, jeszcze możliwa dla reżysera jego forma, jeśli
przyjąć za fakt podkreślaną tu impotencję Hitchcocka.
Film
zresztą (w znaczeniu ogólnym), z którym związana jest władza reżysera, jego realizacja, plan
zdjęciowy - do "Ptaków", a następnie "Marnie" - staje się tym miejscem,
w którym i poprzez który próbuje on zdominować Hedren: uwieść, ukorzyć,
upokorzyć, a również, także dosłownie, obnażyć.
Ponieważ,
co kontrowersyjne, łączy się tu "perwersyjny" charakter kina Hitchcocka z
jego własnym charakterem, obsesyjność bohatera, jak i - poniekąd - całego
obrazu Jarrolda, opowiadanego jak psychologiczny thriller jest wyraźnym
nawiązaniem do twórczości Hitchcocka w ogóle. Odpowiednio do czego, jak
przystało na film gatunkowy "The Girl" jest obrazem mocno zagęszczonym,
może zbyt zagęszczonym jak na film jednocześnie biograficzny. Właściwie całą relację Hitchcocka z Hedren ogranicza do tego, co było (albo mogło być) w
niej najcięższe, co oczywiście niesie za sobą posmak pewnej manipulacji i odbija się kilkakrotnie na dramaturgicznej wiarygodności.
Patrząc
pod kątem jego kontrowersyjności - a jest to film kontrowersyjny i
budzi sporo niechęci wśród licznych fanów reżysera - Hitchcock jako
niespełniony seksualnie freak napastujący swoją aktorkę (a nawet sprośne
wierszyki, które jej co rusz recytuje brzmią tu jak forma seksualnej
napaści) to pół biedy. Jakkolwiek to brzmi. Odpycha, ale tak długo jak
wydaje się być nieprzenikniony (a Toby Jones jest odpowiednim aktorem,
aby wygrywać nieprzeniknioność czymkolwiek ona jest), może również do
jakiegoś stopnia fascynować. Gdy jednak z Hitcha przemienia się w
Alfiego, staje się samotnym i sfrustrowanym, otyłym przez co nieatrakcyjnym nieszczęśnikiem,
użalającym się do kieliszka nad sobą, i budzi litość przemieszaną z
żałością, to zaczynają się problemy. Mimo że (albo dlatego że) w tym
drugim przypadku jego portret wydaje się być dalece mniej
"zmanipulowany" (bardziej ludzki) niż w pierwszym.
Nie jest to doskonały
film, ma wady, jest czasem powierzchowny, czasem nie dość subtelny, ale spodobał mi
się. Jest skandaliczny, ale nie w ten charakterystyczny dla brukowych
pism populistyczny sposób. Na to jest zwyczajnie zbyt odważny, zbyt pod
prąd oczekiwaniom. Atrakcyjne erotyczne napięcie popularnego
hollywoodzkiego kina (takiego jak "Zawrót głowy", detronizującego
ostatnio "Obywatela Kane'a" na listach najlepszych filmów wszechczasów)
dosadnie łączy z dalece mniej przyjemną, mniej atrakcyjną seksualną frustracją i
wszechobecnym, bo modnym, seksizmem swoich czasów.
(w tym ostatnim
względzie "The Girl" przypomina mi nieco serial "Mad Men", i chociaż to marginesowa, mocno subiektywna, i w sumie niezbyt istotna uwaga, wydaje mi się, że w swojej podstawie film Jarrolda mógł być nim zainspirowany, w sposób przypadkowy lub nie).
no proszę, tak czekam na hiczkoka, a o tym filmie nawet nie słyszałem. fabularnie wydaje się ciekawszy, trzeba będzie obejrzeć.
OdpowiedzUsuń