piątek, 22 marca 2013

Smak herbaty, reż. Katsuhito Ishii (2004)


Jak na japoński film o rodzinie przystało, komediowe arcydzieło Katsuhito Ishiiego to również, osobliwy bo osobliwy, ale jednak mocny przedstawiciel popularnego podgatunku shomin-geki. Rozgrywających się współcześnie, nieefektownych obyczajowych opowieści, dla których kanon stworzyły klasyczne dzieła Yasujiro Ozu czy Mikio Naruse. W swoim filmie, będącym również ładnym peanem na cześć mangi, Ishii nawiązuje do klasyków, ale już w punkcie wyjścia robi to w sposób przewrotny i nieinwazyjnie polemiczny.

Począwszy właściwie od swych początków, eksponowanym lub nie, sednem filmów nurtu shomin-geki jest pokoleniowy konflikt, między tradycją a nowoczesnością, a na innym poziomie - wspólnotą a indywidualizmem. W klasycznych dziełach gatunku twórcy stali zwykle po stronie, reprezentujących tradycję, starszych bohaterów. Z czasem, wraz z obyczajowymi przemianami, ich sympatie w większym stopniu dotyczyć zaczęły młodszego pokolenia, ale motyw konfliktu pozostał nienaruszony. Poniekąd sam stał się elementem tradycji. Sposobem na opowiadanie o japońskiej obyczajowości, dla której czymś niezmiennie istotnym pozostaje nieustanne przeplatanie się nowego ze starym. 

W "Smaku herbaty" Ishii rozbija ten wzór podwójnie. Po pierwsze, rezygnuje z jakichkolwiek, choćby najmniejszych, elementów międzypokoleniowych napięć i konfliktów w ogóle. Po drugie, łącząc swoich bohaterów ze światem mangi i anime (animatorką jest matka rodziny, również jej ojciec, jedyny przedstawiciel najstarszego pokolenia), także pod względem wizualnego stylu filmu, sprawia, że to manga jest w wykreowanym przez niego świecie najważniejszym, tym kluczowym elementem tak japońskiej w ogóle, jak indywidualnej, rodzinnej tradycji.

I w tym miejscu zaczyna się jego film. W tempie spokojny, tak jak spokojne jest kino Ozu, pełen długich, ospałych ujęć, często w szerokim planie, z dużym akcentem na rolę miejsca i pory roku (jest lato i jego odgłosy są tą najważniejszą ścieżką dźwiękową). Niejednokrotnie ujmująco liryczny, w wymowie ciepły jak dobranocka dla dorosłych, a jednocześnie rozbrajająco zabawny i bardzo ekscentryczny. 

Z jednej strony kontemplowana codzienność bohaterów, przyjemnie nudna i zwyczajna, co rusz spotyka się tu z motywami jakby wyjętymi z szalonej komedii (albo szalonej mangi). Z drugiej sama zmierza często w nieprzewidywalnym, zabawnym kierunku. Niezależnie jednak od kierunku, w którym zmierza i od atrakcji, którymi Ishii przyozdabia swój film - nie zmienia się. Jest tak samo przyjemnie nudna i zwyczajna przed, w trakcie i po. W tym względzie (aczkolwiek nie tylko tym) "Smak herbaty" przypomina porównywalnie życiowo-bajkowe kino Wesa Andersona, u którego dowcip przyjmowany jest w podobnie niewzruszony, neutralny sposób. Z tą kluczową różnicą, że u Ishiiego, wyrastająca z japońskiej obyczajowości powściągliwość bohaterów, ich reakcji, jest w podstawach bardzo naturalna.      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz