poniedziałek, 3 czerwca 2013

Ostatnie uwiedzenie, reż. John Dahl (1994)


Trzeci i najlepiej oceniony przez krytykę neo-noir Dahla. Osobiście wyżej stawiam staranniej zrealizowane "Red Rock West", ostatnio również "Zabij mnie jeszcze raz", ale faktem jest, że ten udany film to najoryginalniejsza odsłona jego czarnej trylogii. Przez wzgląd na bohaterkę - być może również jeden z tzw. najważniejszych przedstawicieli swojego gatunku z wszystkich tych, wcale licznych, powstałych w latach 80tych i 90tych. Siłą i sednem "Ostatniego uwiedzenia" jest postać femme fatale, w wizerunku której Dahl tym razem w podobnym stopniu czerpie z -, co i wychodzi poza wzorzec utrwalony w kinie noir w latach jego narodzin.

Powstały m.in. na gruncie mizoginistycznych niepokojów związanych z mającą miejsce w okresie wojennym zmianą pozycji kobiet na bardziej samodzielną, klasyczny film-noir w kreślonym przez siebie obrazie kobiety (fatalnej) jednocześnie demonizował ją, fetyszyzował i, kolokwialnie mówiąc, temperował. W kinie gatunku jej niezależność przejawiała się w jej zepsuciu, zawsze z czasem rozpoznawanym i karanym, bo (współ)odpowiedzialnym za kiepską moralną kondycję świata przedstawionego. W czym, ze względu na często moralitetowy charakter filmu-noir, powtarzalność wzoru i mnogość podobnych produkcji, było coś zdecydowanie więcej, niż tylko typowo gatunkowy podział na dobre i złe modnych ówcześnie typów postaci.

Oczywiście, jak to zwykle w przypadku całościowych sądów, powyższe uwagi są do pewnego stopnia ogólne i jeśli przyjrzeć się bliżej kobietom filmu-noir to można doszukać się w nich wcale ładnie zróżnicowanej galerii bohaterek; również tych, którym ostatecznie udało się osiągnąć więcej niż pozostałym. Wyżej przedstawiony wzorzec był jednak zdecydowanie dominujący i taki pozostał także w filmach gatunku i jego okolic powstałych w następnych dekadach. Pierwsze duże zmiany pojawiły się właściwie dopiero w produkcjach realizowanych w latach 80tych i 90tych. Częściowo ze wsparciem popularnego w tym okresie, blisko z kinem neo-noir spokrewnionego thrillera erotycznego i przypisanego mu typu bohaterek: kobiet-modliszek, nad-aktywnych seksualnie, agresywnych, a w swoich działaniach - w warstwie ideologicznej - już nie tyle sięgających po zawłaszczoną przez mężczyzn władzę, co mszczących się za narzuconą im rolę słabszych, żeby wymienić tu filmy takie jak "Fatalne zauroczenie" Lyne’a, "W sieci" Levinsona czy "Nagi instynkt" Verhoevena.

W momencie premiery film Dahla był z dziełem Verhoevena często porównywany – ma podobnie inteligentną, bezwzględną i drapieżną w swojej kobiecości bohaterkę. W czym jednak osobność "Ostatniego uwiedzenia", znakomicie zagrana przez Lindę Fiorentino Bridget nie jest postacią demonizowaną, już na pewno nie tak jawnie i skrajnie, jak będąca współczesną czarownicą Catherine Tramell z "Nagiego instynktu", nie jest niezrównoważona emocjonalnie, jak Alex z "Fatalnego zauroczenia", ani też nie zostaje ukarana za swą pychę, jak bohaterka "W sieci" – żeby już odnieść się do wspomnianych wcześniej przykładów. Jest wpisana w porządek kina czarnego na takiej samej zasadzie, jak jej poprzedniczki czterdzieści lat wcześniej, jest typowym, cynicznym "graczem". Z tą kluczową różnicą, że Bridget nie pozwala zatrzymać się i ukarać w pół drogi, idzie dalej, czym doprowadza do końca te męskie lęki, które femme fatales pierwszej generacji zwykle doprowadzały co najwyżej do połowy. 

Podkreślenie, że chodzi o lęki męskie jest w kontekście "Ostatniego uwiedzenia" o tyle istotne, że Dahl  bardziej niż precyzyjną intrygą (poprowadzoną ciekawie, choć nie zawsze wiarygodną) zainteresowany jest przedstawieniem jej w kategoriach "wojny płci", której, wydawałoby się ustalony układ sił zostaje w jego filmie odwrócony. Bynajmniej nie tylko, ale najpełniej uwidocznione jest to na przykładzie, granego przez Petera Berga, głównego męskiego bohatera filmu, będącego partnerem Bridget, jej narzędziem i ofiarą - Marka, który manipulowany i zwodzony przez nią, stopniowo zajmuje miejsce dotąd zwykle utożsamiane z przedstawicielkami płci pięknej. Czasem aż na granicy pastiszu: najpierw narzeka na instrumentalne traktowanie go jako obiektu seksualnego, potem domaga się więcej uczucia i szczerości w ich związku... A w końcu - bez wchodzenia w szczegóły - zostaje przez Bridget zniszczony w sposób niedwuznacznie przywodzący na myśl kastrację; symboliczną, aczkolwiek zwiazaną również ze sferą cielesności i seksualności. 

2 komentarze:

  1. A propos kobiet-modliszek, neo-noir i spokrewnionego z nim thrillera erotycznego to "Body Heat" absolutnie dzierży palmę pierwszeństwa w tym nurcie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Body Heat" doskonałe i na dobrą sprawę zapoczątkowało cały nurt. Ale osobiście wyżej stawiam "Nagi instynkt", który w mojej opinii, przy całym swoim rozgłosie, jest niedocenionym arcydziełem. Ale ja w ogóle wielbię Verhoevena.

      Usuń