czwartek, 3 stycznia 2019

Tranzyt, reż. Christian Petzold (2018)

Znakomity film Petzolda to adaptacja powieści Anny Seghers, w fabularnym zarysie wierna pierwowzorowi, formalnie na granicy eksperymentu - historię rozgrywającą się w latach II wojny światowej i opowiadającą o czasowo przebywających w Marsylii niemieckich uchodźcach, Petzold umieszcza w tej samej czasoprzestrzeni, ale umowny sposób, bo bez historycznego kostiumu; tło jest jawnie współczesne, choć z wyjątkami (stąd nie ma tu miejsca na telefony komórkowe czy media).

Obok tzw. uniwersalizacji przydaje to historii posmaku nieco fantasmagorycznej nierealności, jakby umiejscowiona była w czymś między czyśćcem a wielką miejską poczekalnią (na co grają też wciąż powracające obrazy okien, oszklonych drzwi...). Pod tym względem "Tranzyt" przypomina jeden z wcześniejszych filmów reżysera "Yellę" z 2007, gdzie miejscem akcji było życie po życiu albo ostatni sen o nim. Grająca w "Tranzycie" główną żeńską rolę Paula Beer wyraźnie stylizowana jest na Ninę Hoss w "Yelli" – ma podobną fryzurę, ubiera we podobne kolory, filmowana jest w bliźniaczych ujęciach i wreszcie, w kulminacyjnym momencie, historie bohaterek obu filmów odbijają się w sobie.

Nierealność świata przedstawionego - ale nierealność, która nie jest umownością lub częścią metafory - sygnalizowana jest też w jego literackości. Film ma trzecioosobowego narratora, który uaktywnia się w okolicach 15 minuty i nieprzypadkowo w momencie, gdy grany przez Franca Rogowskiego bohater zaczyna czytać nieukończoną powieść człowieka, którego tożsamość wkrótce przyjmie.

Powieść Seghers jest bardzo kafkowska. Usiłujący dotrzeć do celu swoich podróży bohaterowie uwięzieni są w nieludzkim biurokratycznym labiryncie na podobieństwo tego z "Zamku". Cechuje ją podobny do kafkowskiego język, ale też absurd, metafizyka nigdy się niekończącego czekania... Tego biurokratycznego koszmaru jest u Petzolda nieco mniej, samego czekania niekoniecznie.

Bohater "Tranzytu" przyjmuje tożsamość nieżyjącego pisarza a następnie poznaje jego żonę, przed którą ukrywa prawdę o sobie oraz o samobójstwie jej męża. Męża, którego wcześniej porzuciła, ale na którego teraz nie potrafi przestać czekać. Jej czekanie jest sednem filmu. Jest jednocześnie aktywne, fizyczne (szuka go desperacko, jakby szukała zaginionego dziecka, w biegu, na ulicy, w kolejnych miejscach, w których pojawia się tylko po to, aby sprawdzić i odejść) i nieobecne; jest czekaniem na ducha, które zamienia w ducha, wykorzenia, umiejscawia w niekończącej się przejściowości.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz