piątek, 11 stycznia 2019

Bad Ronald, reż. Buzz Kulik (1974)

Skromny telewizyjny film, u nas właściwie nieznany, tam gdzie znany cieszący się docenieniem czy nawet swego rodzaju kultem wśród fanów horroru i okolic. Co nietrudno zrozumieć – jest w nim pomysł, dobry styl (wnętrza, kolorystyka), nieoczywistość. Bohaterem jest wychowywany przez zaborczą matkę nastolatek, nieprzystosowany do otoczenia, odrzucany przez rówieśników. Po tym jak przez przypadek zabija wyśmiewającą go koleżankę, matka wpada na pomysł, aby przebudować część domu i ukryć syna w sekretnym pomieszczeniu. Niedługo później rodzicielka umiera, Ronald wciąż żyje w ścianie, a do domu wprowadzają się nowi lokatorzy... Kulik umiejętnie wykorzystuje przypisaną filmowi na starcie ugrzecznioną telewizyjną formułę - akcentuje jej podszytą sztucznością mieszczańskość, podejrzaną idylliczność rodem z prorodzinnego kina lat 50-tych lub reklamy płatków śniadaniowych. Tytułowy bohater budzi niejednoznaczne uczucia, jest jak nastoletni Norman Bates w "Domku na prerii", ale ponieważ Kulik nie demonizuje go jakoś szczególnie także wtedy, gdy narasta w nim szaleństwo/zło, a z drugiej strony nie nadużywa melodramatycznej optyki, Roland nawet jako wyskakujący ze ściany creep pozostaje jedzącym słodycze dzieciakiem w za dużych okularach - uciekającym w świat wyobraźni pre-geekiem zapowiadającym nadejście podobnych mu skrzywdzonych dziwaków, którzy, biorąc odwet, zaatakują kino popularne wraz z końcem lat 70-tych i dekadą następną.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz