środa, 16 stycznia 2019

Hangover Square, reż. John Brahm (1945)

Film-noir, ale nietypowy w scenerii i okolicznościach, bardzo brytyjski mimo że amerykański, z akcją umiejscowioną w Londynie w początkach XX wieku. Łączy w jedno dwie klasyczne opowieści, tą bardziej noirową - o uwiedzeniu przez kobiecego wampa; i tą bardziej brytyjską i spowitą grozą - w prostej linii nawiązującą do historii Dr Jekylla i pana Hyde'a. Grający główną rolę Laird Cregar nie dożył premiery filmu, zmarł dwa miesiące wcześniej, w wieku zaledwie 31 lat. W swojej ostatniej roli jest znakomity jako zwalisty, seksualnie nieatrakcyjny i pogubiony nieszczęśnik nieświadomy obecności tkwiącego w nim drapieżnika (chociaż przeczuwający ją). Rozegrany na kontrastach wysokiego z niskim, "Hangover Square" jest z jednej strony nieco pulpowy, z drugiej bije z niego literacka i melodramatyczna (czy nawet operowa) podniosłość, w pełni wybrzmiewająca w mocno faustowskiej, finałowej scenie koncertu w płomieniach. Jednak największe wrażenie robi w filmie niezwykła sekwencja rozgrywająca się 5 listopada, w trakcie ludowego brytyjskiego święta stającego się dla alter ego bohatera scenerią i przykrywką jego działań: w środku ludowej zabawy pali ciało swojej ofiary przebierając ją wcześniej w strój kukły Guya Fawkesa– wstrząsający, upiorny moment, w swojej pogańskości o większej sile wyrazu niż niejeden współczesny okultystyczny horror.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz