Bardzo lubię wpisaną w ten film dwoistość, obecną zarówno w tonie, który jest jednocześnie poważny i niepoważnie ironiczny, i w treści – w obrazie rzeczywistości ulegającej rozdwojeniu. W jednej z początkowych scen wiozący bohatera szofer, opowiadając mu historię ostatniego barona rodu Von Reichmerlów, kończy słowami: "To było 200 lat temu, wiele się od tamtej pory zmieniło"; reszta filmu tymczasem to nic innego, jak zmierzanie do odkrycia, że właśnie niewiele. Na nowoczesny, korporacyjny świat, z którego do szwajcarskiego kurortu przybywa grany przez Dane'a DeHaana Lockhart, niejako nałożony tu zostaje (nie)miniony świat rodem z klasycznego, na poły baśniowego horroru (w pierwszym akcie Verbinski wyraźnie nawiązuje do Drakuli Stokera) - z górującym nad otoczeniem bajkowym zamkiem, z poślubiającym własną siostrę szalonym baronem, z lekarstwem na wieczną młodość i eksperymentami na okolicznych wieśniakach tudzież kuracjuszach. Te dwie rzeczywistości przeplatają się początkowo nieznacznie (przeczucia widzącej więcej matki Lockharta; grana przez Mię Goth Hannah filmowana jak księżniczka, uwięziona na zamku, wypatrująca wybawiciela...), z czasem coraz gęściej, by w końcu, w spektakularnym finale, stanąć dosłownie twarzą w twarz.
Wśród opozycji, w których swój wyraz znajduje dwoistość filmu, obok realnego i nierealnego, wody i ognia, jest też, paradoksalnie, zdrowie i choroba. Paradoksalnie, bo poddawany kuracji jak torturom albo torturom jak kuracji Lockhart rzeczywiście dochodzi do siebie. Niczym w modernistycznej baśni - odrzuca toksyczny świat korporacji na rzecz tego, z którego wywodzi się Hannah. Jeśli za najdramatyczniejszą sceną filmu uznać retrospekcyjną, przedstawiającą samobójstwo ojca bohatera, to jej przeciwieństwem jest finałowa. Z jednej strony sterylny miejski świat zza szyb biur i samochodów i pociągająca na dno zawodowa presja, z drugiej bohater jadący wraz ze swoją księżniczką rowerem (bo rower, jak dziewczyna, należy do baśni), uciekający nim i od zamku, w którym byli uwięzieni i od pojawiających się nieoczekiwanie na miejscu, jego karykaturalnych, korporacyjnych szefów. Brzmi może banalnie, ale to dlatego, że to część dowcipu. I jak dobrze jest to sfilmowane, ile w tym brawury, niemal kuglarskiego wdzięku.
Wśród opozycji, w których swój wyraz znajduje dwoistość filmu, obok realnego i nierealnego, wody i ognia, jest też, paradoksalnie, zdrowie i choroba. Paradoksalnie, bo poddawany kuracji jak torturom albo torturom jak kuracji Lockhart rzeczywiście dochodzi do siebie. Niczym w modernistycznej baśni - odrzuca toksyczny świat korporacji na rzecz tego, z którego wywodzi się Hannah. Jeśli za najdramatyczniejszą sceną filmu uznać retrospekcyjną, przedstawiającą samobójstwo ojca bohatera, to jej przeciwieństwem jest finałowa. Z jednej strony sterylny miejski świat zza szyb biur i samochodów i pociągająca na dno zawodowa presja, z drugiej bohater jadący wraz ze swoją księżniczką rowerem (bo rower, jak dziewczyna, należy do baśni), uciekający nim i od zamku, w którym byli uwięzieni i od pojawiających się nieoczekiwanie na miejscu, jego karykaturalnych, korporacyjnych szefów. Brzmi może banalnie, ale to dlatego, że to część dowcipu. I jak dobrze jest to sfilmowane, ile w tym brawury, niemal kuglarskiego wdzięku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz