niedziela, 27 stycznia 2019

"Sam znałem takie..."

Prawdziwy krytyk winien zawsze - na czas pisania - prezentować wobec twórcy coś na kształt poczucia wyższości. 
                                                                                               Krzysztof Mętrak

Czytałem, ale przestałem czytać, "Słownik filmowy" Krzysztofa Mętraka, zbiór felietonowych lub około felietonowych tekstów uznanego krytyka, może najlepiej znanego dziś z nagrody swojego imienia. Jak często w przypadku tekstów sprzed lat zwróciło uwagę to, co różne w podejściu do kina: wczorajsza poprawność, dzisiejsza niepoprawność, ówczesne mody i kanony, twórcze hierarchie. Choćby – standardowo - wyraźnie naznaczone spojrzeniem z góry, nawet nieco pogardliwe ujęcie kina gatunkowego. Np. o Leone pisał Mętrak, jakby mu wyświadczał przysługę, że stara się pisać dobrze (Ale ten zamerykanizowany Włoch, imitator i kinowy show-man robił jednak filmy – w pewnej konwencji – stylowe), o "Franticu" że wydmuszka. W przewrotny sposób to złośliwie satysfakcjonujące: krytyk się myli, twórca ma rację, czas udowodnił. Nie ma to zresztą większego znaczenia.  

Trochę inaczej, gdy wychodzi się z kina. Ponadczasowo bulwersująca jest treść przytoczonego przez Mętraka wspomnienia Dymitra Szostakowicza - o Tarkowskim, który w trakcie realizacji "Andrieja Rublowa" postanowił dla efektu spalić żywcem krowę. Co rzeczywiście zrobił, i co prawie przypłacił życiem za sprawą chłopów z wioski, w której scenę kręcono. Ale bulwersujące są też szowinistyczne wywody Mętraka pisane w 1990 roku, na marginesie "Goryli we mgle" Michaela Apteda, gdy nie tylko wobec twórcy prezentuje "coś na kształt poczucia wyższości". 

Film o Dian Fossey, amerykańskiej zoolog, badaczce goryli górskich, zamordowanej w Rwandzie w 1985, staje się dla krytyka pretekstem dla przestrzeżenia czytelników przed kobietą fanatyczną ponieważ fanatyzm kobiet jest rzeczą przerażającą (...) kobieta fanatyczna działa wbrew sobie tj. wbrew własnej naturze, porzucając i eliminując z biegiem czasu wszystkie sprawy osobiste. Dlatego: Strzeżcie się kobiet, które dla swej pasji ideologicznej lub zawodowej poświęcają wszystko, a wszystko – to znaczy mężczyznę, rodzinę lub dzieci. (...) Kobiety z pasją działania, entuzjastki sufrażystki, ciotki rewolucji (Koestler pisał o przyrodzonej brzydocie aktywistek ruchu komunistycznego) wiedzione niepohamowanymi namiętnościami wpadają na oślep w ściany. Fanatyczki, bezwzględne i zdecydowane, stają się terrorystkami sprawy, co potwierdza najnowsza historia międzynarodowego terroryzmu, gdzie od nich aż się roi. To one – jak na dokumentalnym filmie Festa o Hitlerze – rzucają się w spazmach na wodza, to ich szloch było słychać – jak potwierdza Bortoli w Śmierci Stalina – pogrzebie Generalissimusa.

I dalej: Kobiety i zwierzęta – te związki bywają chore, bo one zawsze coś kompensują. Sam znałem takie, które miały więcej czułości dla swych psów niż dla swych dzieci. Ostatnio w biografii Melanie Griffith wyczytałem, że jej matka Tippi Hedren (bohaterka i ofiara "Ptaków" Hitchcocka) "bardziej troszczyła się o swoje zwierzęta niż o córkę". Bardotka czy Steffi Graff są aktywistkami ruchu ochrony zwierząt, bo ich dojrzałe życie emocjonalne albo się nie zaczęło, albo już się skończyło. Te kobiety – zauważcie – stają się niesłychanie agresywne wobec innych ludzi. W filmie Apteda też pasja pozytywna - ochrona życia, natury, wywołana zapewne właściwą kobietom wrażliwością na problemy ekologiczne (refleks macierzyństwa?) - przeradza się w pasję destruktywną wewnętrznie i stopniowo zwiększającą się agresję zewnętrzną skierowaną na otaczających bohaterkę ludzi. Każda afektacja przynosi skutki odwrotne do zamierzonych, obraca się we własne przeciwieństwo. Kobiety – stronniczki jakiejś sprawy zawodowej, politycznej czy ideowej, potrafią ją skutecznie unicestwić.

Albowiem: kobiety zaślepia własny egoizm i bezkompromisowość działania. Potrafią być posłuszne, wytrwałe, niezwykle cierpliwe. Rzadko jednak są zdolne do zalet wyższych: bezstronności, spolegliwości, niepodatności na wpływy, zdolności do kompromisów. Idą do końca, przekraczają wszelkie granice, pierwsze wierzą w posłannictwo rożnych proroków, lubią się im po prostu "oddawać". 

Czytając powyższe, w pierwszej chwili pomyślałem, że jest w tym może jakaś ironia wyższego rzędu, której nie umiem chwycić, jakiś kreślony wyłącznie przesadą pastisz wywodu zacietrzewionego samca, który sam znał takie i wie, która z nich ma dojrzałe emocjonalnie życie, a która nigdy go nie miała. I który jeszcze chwila i stwierdzi, że za każdym wojennym zbrodniarzem stała "lubiąca mu się oddawać" fanatyczna kobieta, ale, niestety, naprawdę nie sądzę. Nie czytam już Mętraka (Tarkowskiego też nie oglądam). A Tippi Hedren była ofiarą nie tylko "Ptaków".  




wszystkie cytaty z: "Krzysztof Mętrak. Słownik filmowy"; Wydawnictwo Tanten, 1995.    
w kadrach: "Czarownica. Bajka ludowa z Nowej Anglii" Roberta Eggersa (2015) i "Suspiria" Luci Guadagnino (2018).   

2 komentarze:

  1. Wow. Od czego by tu zacząć... Oglądałam "Andrieja Rublowa", już dość dawno fakt, ale o tej żywcem spalonej krowie nie miałam pojęcia. Mętraka - przejrzałeś - znam wyłącznie z nagrody młodych krytyków filmowych i nigdy nie miałam w ręku jego książki. Jeśli znajdę w bibliotece, rzucę okiem, wydaje się, że to musi być niezłe kuriozum.

    P.S. Te "ciotki rewolucji" - padłam, a chwilę później freudowska pomyłka, zamiast "witch", przeczytałam "I am that very bitch". Pan, o którym piszesz powyżej, pewnie też miał takie krzywe zwierciadełko w oczach ;D

    Pozdrawiam - Karolina z Czepiam się książek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W przeciwieństwie do cytowanego tekstu, znanej mi reszty Słownika filmowego mimo wszystko nie określiłbym jako kuriozum, są tam i lepsze, mądrzejsze fragmenty. Chociaż są też inne, które dobrego wrażenia nie zrobiły, jakieś ówczesne środowiskowe wojenki, złośliwości. Zresztą credo: "krytyk powinien się wywyższać" zupełnie mi nie odpowiada.

      Również pozdrawiam :)

      Usuń