Prawdziwy krytyk winien zawsze - na czas pisania - prezentować wobec twórcy coś na kształt poczucia wyższości.
Krzysztof Mętrak
Czytałem, ale przestałem czytać, "Słownik filmowy" Krzysztofa Mętraka, zbiór felietonowych lub około felietonowych tekstów uznanego krytyka, może najlepiej znanego dziś z nagrody swojego imienia. Jak często w przypadku tekstów sprzed lat zwróciło uwagę to, co różne w podejściu do kina: wczorajsza poprawność, dzisiejsza niepoprawność, ówczesne mody i kanony, twórcze hierarchie. Choćby – standardowo - wyraźnie naznaczone spojrzeniem z góry, nawet nieco pogardliwe ujęcie kina gatunkowego. Np. o Leone pisał Mętrak, jakby mu wyświadczał przysługę, że stara się pisać dobrze (Ale ten zamerykanizowany Włoch, imitator i kinowy show-man robił jednak filmy – w pewnej konwencji – stylowe), o "Franticu" że wydmuszka. W przewrotny sposób to złośliwie satysfakcjonujące: krytyk się myli, twórca ma rację, czas udowodnił. Nie ma to zresztą większego znaczenia.
Trochę inaczej, gdy wychodzi się z kina. Ponadczasowo bulwersująca jest treść przytoczonego przez Mętraka wspomnienia Dymitra Szostakowicza - o Tarkowskim, który w trakcie realizacji "Andrieja Rublowa" postanowił dla efektu spalić żywcem krowę. Co rzeczywiście zrobił, i co prawie przypłacił życiem za sprawą chłopów z wioski, w której scenę kręcono. Ale bulwersujące są też szowinistyczne wywody Mętraka pisane w 1990 roku, na marginesie "Goryli we mgle" Michaela Apteda, gdy nie tylko wobec twórcy prezentuje "coś na kształt poczucia wyższości".
Film o Dian Fossey, amerykańskiej zoolog, badaczce goryli górskich, zamordowanej w Rwandzie w 1985, staje się dla krytyka pretekstem dla przestrzeżenia czytelników przed kobietą fanatyczną ponieważ fanatyzm kobiet jest rzeczą przerażającą (...) kobieta fanatyczna działa wbrew sobie tj. wbrew własnej naturze, porzucając i eliminując z biegiem czasu wszystkie sprawy osobiste. Dlatego: Strzeżcie się kobiet, które dla swej pasji ideologicznej lub zawodowej poświęcają wszystko, a wszystko – to znaczy mężczyznę, rodzinę lub dzieci. (...) Kobiety z pasją działania, entuzjastki sufrażystki, ciotki rewolucji (Koestler pisał o przyrodzonej brzydocie aktywistek ruchu komunistycznego) wiedzione niepohamowanymi namiętnościami wpadają na oślep w ściany. Fanatyczki, bezwzględne i zdecydowane, stają się terrorystkami sprawy, co potwierdza najnowsza historia międzynarodowego terroryzmu, gdzie od nich aż się roi. To one – jak na dokumentalnym filmie Festa o Hitlerze – rzucają się w spazmach na wodza, to ich szloch było słychać – jak potwierdza Bortoli w Śmierci Stalina – pogrzebie Generalissimusa.
I dalej: Kobiety i zwierzęta – te związki bywają chore, bo one zawsze coś kompensują. Sam znałem takie, które miały więcej czułości dla swych psów niż dla swych dzieci. Ostatnio w biografii Melanie Griffith wyczytałem, że jej matka Tippi Hedren (bohaterka i ofiara "Ptaków" Hitchcocka) "bardziej troszczyła się o swoje zwierzęta niż o córkę". Bardotka czy Steffi Graff są aktywistkami ruchu ochrony zwierząt, bo ich dojrzałe życie emocjonalne albo się nie zaczęło, albo już się skończyło. Te kobiety – zauważcie – stają się niesłychanie agresywne wobec innych ludzi. W filmie Apteda też pasja pozytywna - ochrona życia, natury, wywołana zapewne właściwą kobietom wrażliwością na problemy ekologiczne (refleks macierzyństwa?) - przeradza się w pasję destruktywną wewnętrznie i stopniowo zwiększającą się agresję zewnętrzną skierowaną na otaczających bohaterkę ludzi. Każda afektacja przynosi skutki odwrotne do zamierzonych, obraca się we własne przeciwieństwo. Kobiety – stronniczki jakiejś sprawy zawodowej, politycznej czy ideowej, potrafią ją skutecznie unicestwić.
Albowiem: kobiety zaślepia własny egoizm i bezkompromisowość działania. Potrafią być posłuszne, wytrwałe, niezwykle cierpliwe. Rzadko jednak są zdolne do zalet wyższych: bezstronności, spolegliwości, niepodatności na wpływy, zdolności do kompromisów. Idą do końca, przekraczają wszelkie granice, pierwsze wierzą w posłannictwo rożnych proroków, lubią się im po prostu "oddawać".
Krzysztof Mętrak
Czytałem, ale przestałem czytać, "Słownik filmowy" Krzysztofa Mętraka, zbiór felietonowych lub około felietonowych tekstów uznanego krytyka, może najlepiej znanego dziś z nagrody swojego imienia. Jak często w przypadku tekstów sprzed lat zwróciło uwagę to, co różne w podejściu do kina: wczorajsza poprawność, dzisiejsza niepoprawność, ówczesne mody i kanony, twórcze hierarchie. Choćby – standardowo - wyraźnie naznaczone spojrzeniem z góry, nawet nieco pogardliwe ujęcie kina gatunkowego. Np. o Leone pisał Mętrak, jakby mu wyświadczał przysługę, że stara się pisać dobrze (Ale ten zamerykanizowany Włoch, imitator i kinowy show-man robił jednak filmy – w pewnej konwencji – stylowe), o "Franticu" że wydmuszka. W przewrotny sposób to złośliwie satysfakcjonujące: krytyk się myli, twórca ma rację, czas udowodnił. Nie ma to zresztą większego znaczenia.
Trochę inaczej, gdy wychodzi się z kina. Ponadczasowo bulwersująca jest treść przytoczonego przez Mętraka wspomnienia Dymitra Szostakowicza - o Tarkowskim, który w trakcie realizacji "Andrieja Rublowa" postanowił dla efektu spalić żywcem krowę. Co rzeczywiście zrobił, i co prawie przypłacił życiem za sprawą chłopów z wioski, w której scenę kręcono. Ale bulwersujące są też szowinistyczne wywody Mętraka pisane w 1990 roku, na marginesie "Goryli we mgle" Michaela Apteda, gdy nie tylko wobec twórcy prezentuje "coś na kształt poczucia wyższości".
Film o Dian Fossey, amerykańskiej zoolog, badaczce goryli górskich, zamordowanej w Rwandzie w 1985, staje się dla krytyka pretekstem dla przestrzeżenia czytelników przed kobietą fanatyczną ponieważ fanatyzm kobiet jest rzeczą przerażającą (...) kobieta fanatyczna działa wbrew sobie tj. wbrew własnej naturze, porzucając i eliminując z biegiem czasu wszystkie sprawy osobiste. Dlatego: Strzeżcie się kobiet, które dla swej pasji ideologicznej lub zawodowej poświęcają wszystko, a wszystko – to znaczy mężczyznę, rodzinę lub dzieci. (...) Kobiety z pasją działania, entuzjastki sufrażystki, ciotki rewolucji (Koestler pisał o przyrodzonej brzydocie aktywistek ruchu komunistycznego) wiedzione niepohamowanymi namiętnościami wpadają na oślep w ściany. Fanatyczki, bezwzględne i zdecydowane, stają się terrorystkami sprawy, co potwierdza najnowsza historia międzynarodowego terroryzmu, gdzie od nich aż się roi. To one – jak na dokumentalnym filmie Festa o Hitlerze – rzucają się w spazmach na wodza, to ich szloch było słychać – jak potwierdza Bortoli w Śmierci Stalina – pogrzebie Generalissimusa.
I dalej: Kobiety i zwierzęta – te związki bywają chore, bo one zawsze coś kompensują. Sam znałem takie, które miały więcej czułości dla swych psów niż dla swych dzieci. Ostatnio w biografii Melanie Griffith wyczytałem, że jej matka Tippi Hedren (bohaterka i ofiara "Ptaków" Hitchcocka) "bardziej troszczyła się o swoje zwierzęta niż o córkę". Bardotka czy Steffi Graff są aktywistkami ruchu ochrony zwierząt, bo ich dojrzałe życie emocjonalne albo się nie zaczęło, albo już się skończyło. Te kobiety – zauważcie – stają się niesłychanie agresywne wobec innych ludzi. W filmie Apteda też pasja pozytywna - ochrona życia, natury, wywołana zapewne właściwą kobietom wrażliwością na problemy ekologiczne (refleks macierzyństwa?) - przeradza się w pasję destruktywną wewnętrznie i stopniowo zwiększającą się agresję zewnętrzną skierowaną na otaczających bohaterkę ludzi. Każda afektacja przynosi skutki odwrotne do zamierzonych, obraca się we własne przeciwieństwo. Kobiety – stronniczki jakiejś sprawy zawodowej, politycznej czy ideowej, potrafią ją skutecznie unicestwić.
Albowiem: kobiety zaślepia własny egoizm i bezkompromisowość działania. Potrafią być posłuszne, wytrwałe, niezwykle cierpliwe. Rzadko jednak są zdolne do zalet wyższych: bezstronności, spolegliwości, niepodatności na wpływy, zdolności do kompromisów. Idą do końca, przekraczają wszelkie granice, pierwsze wierzą w posłannictwo rożnych proroków, lubią się im po prostu "oddawać".
Czytając powyższe, w pierwszej chwili pomyślałem, że jest w tym może jakaś ironia wyższego rzędu, której nie umiem chwycić, jakiś kreślony wyłącznie przesadą pastisz wywodu zacietrzewionego samca, który sam znał takie i wie, która z nich ma dojrzałe emocjonalnie życie, a która nigdy go nie miała. I który jeszcze chwila i stwierdzi, że za każdym wojennym zbrodniarzem stała "lubiąca mu się oddawać" fanatyczna kobieta, ale, niestety, naprawdę nie sądzę. Nie czytam już Mętraka (Tarkowskiego też nie oglądam). A Tippi Hedren była ofiarą nie tylko "Ptaków".
wszystkie cytaty z: "Krzysztof Mętrak. Słownik filmowy"; Wydawnictwo Tanten, 1995.
w kadrach: "Czarownica. Bajka ludowa z Nowej Anglii" Roberta Eggersa (2015) i "Suspiria" Luci Guadagnino (2018).
Wow. Od czego by tu zacząć... Oglądałam "Andrieja Rublowa", już dość dawno fakt, ale o tej żywcem spalonej krowie nie miałam pojęcia. Mętraka - przejrzałeś - znam wyłącznie z nagrody młodych krytyków filmowych i nigdy nie miałam w ręku jego książki. Jeśli znajdę w bibliotece, rzucę okiem, wydaje się, że to musi być niezłe kuriozum.
OdpowiedzUsuńP.S. Te "ciotki rewolucji" - padłam, a chwilę później freudowska pomyłka, zamiast "witch", przeczytałam "I am that very bitch". Pan, o którym piszesz powyżej, pewnie też miał takie krzywe zwierciadełko w oczach ;D
Pozdrawiam - Karolina z Czepiam się książek
W przeciwieństwie do cytowanego tekstu, znanej mi reszty Słownika filmowego mimo wszystko nie określiłbym jako kuriozum, są tam i lepsze, mądrzejsze fragmenty. Chociaż są też inne, które dobrego wrażenia nie zrobiły, jakieś ówczesne środowiskowe wojenki, złośliwości. Zresztą credo: "krytyk powinien się wywyższać" zupełnie mi nie odpowiada.
UsuńRównież pozdrawiam :)