piątek, 12 kwietnia 2019

Fleuve noir, reż. Erick Zonca (2018)

Neo-noirowy kryminał o śledztwie w sprawie zaginionego nastolatka, w gatunkowe szaty ubrany jakby tył-naprzód, dojmujący w temacie, ale i groteskowy, wykrzywiony w obrazie rzeczywistości i bohaterów. Grany przez Vincenta Cassela nadużywający alkoholu komisarz Visconti (!) wygląda, porusza się i zachowuje jak menel, jest zwierzęco wulgarny w swoich instynktownych reakcjach, chamski i samotny, życiowo przegrany, zawodowo zupełnie nieefektowny, groteskowy - jak postać, która mogłaby pojawić się w "Małym Quinquinie" Dumonta. Partnerujący mu Romain Duris w roli głównego podejrzanego, Yanna Bellaile, to osobliwe przeciwieństwo Viscontiego: natchniony, pretensjonalny intelektualista, pedagog z misją, literat-amator, angażujący się w śledztwo jak w pisaną powieść, całym sobą. W swojej piwniczce/pracowni trzyma portret Kafki, cytuje jego List do ojca, daje w prezencie Zamek, w czym jest jakiś dowcip (jak wtedy, gdy mówi o sobie frazą jakby wyjętą z tekstów egzystencjalistów - Pisanie to moje więzienie), ale też trop. Świat "Fleuve noir" to nie do końca normalny świat ukazany jako coś normalnego. A może odwrotnie, może w tym, co postrzegane jako normalne Zonca dostrzega to, co postrzegane jako nienormalne, szuka niewidzialnej granicy, wskazuje na jej iluzoryczność. Nieprzypadkowo, wydaje się, jedną z kluczowych osób dramatu jest tu chora na zespół Downa dziewczynka; czy na pewno mniej normalna od pozostałych bohaterów filmu? Od Bellaile wcielającego się w swoje wyobrażenie na temat zaginionego nastolatka, od Viscontiego liżącego zdjęcie byłej żony?  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz