sobota, 6 kwietnia 2019

Shadow, reż. Zhang Yimou (2018)

Podobnie jak w "Hero" (2002) i "Domu latających sztyletów" (2004) wrażenie, jakbym był w środku mitu. Bohaterowie tak samo ludzcy jak nadludzcy (i nieludzcy - dowódca zżerany raną niczym Gollum pierścieniem); świat przedstawiony jak z opowieści fantasy, niby daleko-daleko w przeszłość, ale raczej poza czasem. Do tego wyraźnie podkreślony rys spektaklu: postacie wplatają w dialogi kwestie relacjonujące przeszłe wydarzenia, kierując je jakby wprost do widza, komentują siebie trochę jak chór w antycznej tragedii. W ostatecznej konfrontacji fascynujący efekt zdziwienia i zagubienia, jaki dają zderzające się ze sobą intrygi. Trudno wskazać, w którym momencie kończy się intryga dowódcy, w którym zaczyna intryga króla; sekwencja kulminacyjna przynosi zaskoczenie co kilka chwil, co chwilę – perfidia graczy (czy wszystkich?) czyni z zakończenia coś na kształt nihilistycznego rewersu konfucjańskiego finału "Hero", ale nihilistycznego może nie do końca, z wahaniem, którym film zresztą się kończy. Jakby pod spodem, pod intrygami, toczyła się jeszcze jedna walka - nihilizmu (dowódcy i króla) z heroicznością (cienia), która jest przecież istotą filmów wuxia.   




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz