czwartek, 4 kwietnia 2019

notatka na marginesie Gospody złoczyńców Masaki Kobayashiego (1971)

W jednej ze scen filmu właściciel tytułowej gospody, ale i przywódca oraz opiekun tytułowych złoczyńców, mówi o nich, że są bardziej jak dzikie bestie niż kryminaliści, osamotnieni, wykluczeni, o kalekich ciałach i, co gorsza, wnętrzach. To charakterystyka paradoksalna, z jednej strony umniejszająca bohaterów, z drugiej – uderzająca w patetyczne struny, uwznioślająca ich, jak wygnanych ze społeczeństwa łotrów z łotrzykowskiej tragedii. Nie poznajemy ich przeszłości, jedynie historię Sadachiego, w której jest coś z bezwzględności okrutnego mitu (powróciwszy po długoletniej nieobecności do domu, zastał swoją matkę prostytutką i zabił), łącznie z aktorstwem. Tetsuya Nakadai gra Sadachiego jak udręczonego demona - przeklętego, po tym jak z tęsknoty za niewinnością zrobił coś potwornego. Z tej tęsknoty wyrasta patos filmu, który jest jego dramaturgicznym sercem i sednem. W swojej ostatniej, straceńczej akcji, złoczyńcy pomogą niewinnemu Tomijiro odzyskać jego niewinną ukochaną (o której, na krótko przed końcem, dowiadujemy się, że mimo zniewolenia w domu publicznym, wciąż jest dziewicą).

Podobne uwznioślenie zła wydaje mi się dość charakterystyczne dla filmów jidai-geki. Okrutni i bezwzględni bohaterowie zachodniego kina np. - żeby daleko nie szukać - anty-westernów, w kinie japońskim swoich odpowiedników znajdą prędzej w gangsterskich obrazach o yakuzie niż w opowieściach o samurajach i współczesnych im łotrach. Może to historyczna perspektywa, historyczny wzór, bliskość mitu, religii, długowiecznej tradycji. Zło dzisiejsze jest banalne, prymitywne, podszyte seksualną frustracją, marzeniami chłopców o sile, jak we "Wściekłości" Takeshiego Kitano albo w sadystycznych filmach Takashiego Miike; zło wczorajsze - przeklęte.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz