Od pierwszych scen przywodzi na myśl filmy brytyjskich społeczników; jest stosunkowo małą produkcją, która skręca w gatunkowe kino o słusznej zemście, więc i zaangażowanie jest nieco innego rodzaju niż u Mike'a Leigh, co bynajmniej nie odbiera mu siły wyrazu i powagi, choć i ta ostatnia istnieje tu na nieco innych warunkach. W epilogu, utrzymanym w lżejszym i/bo budującym tonie, Pastoll nie ukrywa, że jego wspaniały film nie jest przecież niczym więcej niż tylko fantazją o pięknej, bo silnej dziewczynie, o odzyskanym życiu.
Sarah Bolger widziałem niedawno w tytułowej roli w dreszczowcu "Emelie" Michaela Thelina (2015) – była poważnie skrzywioną opiekunką do dziecka, która włączała swoim podopiecznym domowe porno ich rodziców. Tu, w diametralnie różnej, fantastycznie zagranej roli, jest przesympatyczna jako samotna matka zakradająca się nocą do pokoju swoich pociech, aby wykraść baterię z dziecięcej zabawki, po tym jak rozładowała jej się ta w wibratorze.
Grana przez nią Sarah to młoda wdowa z życiem pod górę i tęsknotą za mężem, zamordowanym w niejasnych okolicznościach, terroryzowana przez ulicznego oprycha Tito, który ukradł narkotyki lokalnemu gangsterowi i uczynił z niej mimowolną wspólniczkę. Później terroryzowana jest też przez gangstera i jego ludzi, ale opresyjny sposób, w jaki traktowana jest przez przedstawicieli półświatka, nie odbiega szczególnie - albo w ogóle nie odbiega - od tego jak traktowana jest przez drugą strony. Pojawiający się w jej domu i czepiający się o nieporządek policjanci okazują się werbalnie agresywnymi protekcjonalnymi intruzami, tak jak wcześniej jest nim Tito, który w trakcie swego home invasion wyrzuca Sarah, że w jej łazience - tej, w której właśnie ukrył narkotyki - nie ma ręczników.
W aroganckiej nieobliczalności Tito jest coś odpychająco i niemal fascynująco bezczelnego. Nachodząc Sarah, jest na swój sposób przyjacielski, przynosi cukierki dzieciom, chce wspólnie oglądać telewizję, ale to przyjacielskość w cudzysłowie, przyjacielskość nie uznająca sprzeciwu. Tito jest jednocześnie dużym, tępym chłopcem, osiedlowym, brytyjskim gangsta w dresie i czapce z daszkiem i panem i władcą-mężczyzną zawłaszczającym domową przestrzeń bohaterki, a w końcu też usiłującym zawłaszczyć ją - jak mu przypisaną.
Tak jak w scenach domowych wtargnięć, gdy feministyczne serducho filmu bije głośnym, nerwowo przyśpieszonym pulsem, tak przy pozostałych konfrontacjach z krążącymi wokół jej światka ludźmi, Sarah postrzegana oraz oceniana jest przez pryzmat swojej słabości, samotności, i fizycznej atrakcyjności-nieatrakcyjności. Wprost mówią o tym matka bohaterki zarzucająca córce, że jest zbyt miękka i Tito komentujący jej zdjęcie z lepszych czasów; pośrednio - pomiatający nią policjanci, obleśnie przyjazny sklepowy strażnik, kobieta z opieki społecznej, gangster Miller... Ale chociaż ze swoimi coraz bardziej podkrążonymi oczami, Sarah wydaje się już tylko tonąć i w pewnym momencie można odnieść wrażenie, że tkwi po szyję w załamaniu nerwowym, to proces upokorzenia, któremu nieustannie poddaje ją chujowa rzeczywistość, nigdy nie zostaje w pełni osiągnięty - bo Sarah jest dumna, dumą tylko do czasu nieinwazyjną.
Powracają w filmie obrazy przypominające "Kaliber 45" Abla Ferrary (1981). Gdy bohaterka, jak Thena z tamtego filmu, kupuje w sklepie zamrożone mięso, co odsyła do kolejnego podobieństwa, gdy zabija doszłego/niedoszłego gwałciciela i ćwiartuje jego ciało, które wyrzuca w workach na śmieci, wreszcie - gdy maluje szminką usta i schodzi do piekła w finale. Tyle że w przeciwieństwie do zatracającej się w obłędzie Theny, Sarah schodzi na chwilę. By wyrównać rachunki i przywrócić swojemu światu równowagę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz