wtorek, 26 maja 2020

Ice Cream Man, reż. Norman Apstein (1995)

Najoryginalniejszy film czerpiący z młodzieżowego, nowo-przygodowego kina w  typie "Goonies" Richarda Donnera, jaki widziałem (może z wyjątkiem "Among the Living" Alexandre Bustilla i Juliena Maury'ego). Chociaż wspomniany wzorzec jest do końca silnie obecny, komediowo-horrorową całość cechuje zupełnie nie nowo-przygodowe skrzywienie, nieforemność dostrzegalna już w sylwetkach młodocianych bohaterów, z których ktoś wydaje się za mały, ktoś inny za duży, jakby niezgrabnie powiększony kolejnymi warstwami ciuchów ukrytymi pod bluzą czy koszulą. Dosadniej jest w karykaturalnych portretach dorosłych, seksbombie z sąsiedztwa czy policjantach jak z kartonu, przed wszystkim w bohaterze tytułowym, psychopatycznym lodziarzu-mordercy, tak w pół drogi między Pennywisem a doktorem Chichotem z filmu Manny'ego Coto. Spodobały mi się dwie kapitalne sekwencje, różne, choć obie w jakiś sposób surrealistyczne. Pierwsza jest właściwie slapstickowa: w sklepie podczas zakupów z mamą, gdy młodociany bohater uciekając przed lodziarzem, wymyka się schowany pod sklepowym wózkiem z zakupami niby na podwoziu ciężarówki - realizm rodem z niedzielnej dobranocki. I druga, w której wizyta policjantów w szemranym zakładzie psychiatrycznym przekształca się w sekwencję jak z włoskiego filmu o zombie - z pacjentami placówki i jego histerycznie roześmianym, jednoosobowym personelem w miejscu żywych trupów. Ta scena to swego rodzaju klucz do podszytego dziecięcą groteską i groteskową nienormalnością filmu. Tacy - nienormalni - są rodzice dziewczęcej bohaterki, ojciec pastor i matka-medium z pianą na ustach, przez którą przemawia archanioł Gabriel. Taka jest sąsiadka lodziarza, jego ex-pielęgniarka z psychiatryka. Całość kończy się i zaczyna obrazem popadającego w szaleństwo lub już szalonego dziecka. W prologu to lodziarz, w epilogu jego niedoszła ofiara, uczeń i kat o wyglądzie i sprycie, ale najwyraźniej nie psychice Kevina samego w domu. 

Obskurny, VHS-owy styl "Lodziarza" może się wydawać nieco przyciężki, ale jest w nim pomysł i smak. Przestrzeń to świat z nie zawsze właściwych dziecięcych zabaw, z piaskownicy, huśtawki i cmentarza nocą. Z tego samego podwórka i folkloru najmłodszych pochodzi jego maniakalny bohater i efektownie upiorne elementy: myszy w garach z lodami i zmielona zwłoki psa, odcięte głowy, które w dłoniach psychopaty udają lodowe gałki, oko ofiary, rozgniecione i skonsumowane jak część lodowego farszu...




 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz