piątek, 13 sierpnia 2021

Grim Prairie Tales, reż. Wayne Coe (1990)

Bardzo osobny i autorski projekt, zarazem jedyny film Coego zrealizowany za własne pieniądze, kręcony na przestrzeni kilku lat, nie wstrzelił się w swoim czasie i dziś dostępny jest wyłącznie na kasetach wideo. Cztery westernowo-horrorowe nowele i spinająca całość klamra, w której Brad Dourif jako oczytany mieszczuch i James Earl Jones w roli nieokrzesanego łowcy nagród snują przy ognisku kolejne straszne opowieści. Obaj brawurowo wygrywają różnice i niespodziewaną chemię swoich bohaterów, skontrastowanych mocno, wręcz komediowo, choć ostatecznie równie wrażliwych na opowieść jako taką, o czym także gawędzą - jej funkcję, jej dosadność lub subtelność, wieloznaczność i symboliczność.

Kolejne historie: o traperze przejeżdżającym przez cmentarz Indian, o tajemniczej ciężarnej kobiecie w potrzebie, o cenie, jaką rodzina osadników na amerykańskim południu płaci za stabilizację, wreszcie o płatnym zabójcy - rewolwerowcu w białych rękawiczkach, któremu przyjdzie się w końcu pobrudzić, są tyleż poszczególnie odmienne, co całościowo spójne i kompletne - groza i niepokój naprzemiennie wyrastają w nich z tego, co niesamowite i tego, co dzikie na Dzikim Zachodzie, brutalności realiów i amerykańskiej historii.

Całość, bardzo ładnie sfotografowana przez debiutującego Janusza Kamińskiego, zaskakuje ironią, bystrością i formalnym oraz językowym wysublimowaniem, jest czasem efektowna, czasem poetycka. Pierwsza z preriowych opowieści, cała w obrazach indiańskiego rytuału, nocy i świtającego dnia, opowiedziana jest prawie bez słów. Trzecia ambiwalentnie odbiega od charakterystycznej dla nowelowych opowieści grozy moralizatorskiej struktury - w myśl której ktoś zostaje ukarany za zło, chciwość, nieostrożność lub zuchwałość - i zamiata rasistowską zbrodnię pod dywan. Wszystkie cztery, bez wyjątku i bez wstydu, mogłoby stanąć w szranki z nowelami z "Ballady o Busterze Scruggsie" Coenów. Lepszego punktu odniesienia nie znajdę

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz