Urugwajski slasher kłaniający się nisko filmom giallo ze szczególnym wskazaniem na "Operę" Daria Argento. Jak może już każdy "świadomy siebie" slasher wyraźnie autotematyczny, ale w mniej ograny sposób niż zwykle – jako część gatunkowego rytuału fetyszyzuje nie tyle zbiór filmowych konwencji, co samą kinową salę, opustoszałą, a przez to tylko tym bardziej nostalgizowaną i mityzowaną. Przestrzeń kina traktowana jest tu dość umownie – pojawiający się przy kolejnych ofiarach zwalisty morderca w przeciwdeszczowym płaszczu i kapturze konsekwentnie nie jest dostrzegany przez nielicznych widzów, ale bynajmniej nie gra to na niekorzyść filmu – liczy się spektakl, w którym jak we włoskich filmach gatunku wszystko istnieje jakby trochę bardziej, a jednocześnie sztuczniej: kolory, dźwięk, gałki oczne, także chętnie spowalniany ruch; kiedy morderca podrzyna gardło kinooperatorowi palącemu papierosa, z rany na szyi unosi się gęsty nikotynowy dym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz