Maika
Monroe gra w "Watcher" Julię, młodą amerykankę, która wraz z mężem
przeprowadza się do Bukaresztu. Kiedy widzimy, jak idzie ulicą,
niepewna, czy osoba za nią nie jest prześladującym ją mężczyzną, łatwo
pomyśleć o "Coś za mną chodzi". Chwilę później Julia wbiega do kina na
ten sam film, na który grana przez Monroe Jay udawała się podczas
feralnej randki w horrorze Davida Roberta Mitchella – na "Szaradę"
Stanleya Donena. Nawiązanie jest dobre, bo żywe, niedekoracyjne – można
wręcz uznać, że Julia to swoista wariacja na temat Jay w dorosłym życiu,
kiedy zło jest już z innego niepokoju i – chociaż długo w ukryciu i
niedookreślone – skonkretyzowało się.
A sam film – doskonały.
Jego fabularna struktura jest nieskomplikowana jak w slasherze, ale
scenariusz uważny, a rola Monroe i reżyseria Okuno imponujące. Świetnie
tu grają szczegóły (czy prześladowca Julii nie przypomina figurki
Draculi, którą kupuje ona w prezencie mężowi?), obce miejsca, obcy
język, dystans, złowieszcze, bo zawsze trochę zbyt głośnie pukanie do
drzwi, niepokój i narastający, samonapędzający się lęk, obrazy
osamotnienia. W ostatnim akcie miasto nocą pustoszeje jakby ponad miarę:
Julia jest zawsze samotna w kadrach, w mieszkaniu, na ulicy, w metrze i
na bankiecie. W miarę jak narastają jej strach oraz nieufność ze strony
innych, coraz więcej w filmie atmosfery przywodzącej na myśl
paranoiczne horrory Polańskiego: "Lokatora", "Wstręt" i "Dziecko
Rosemary". "Watcher" wydaje się jednocześnie hołdem i polemiką z nimi,
bo perspektywa jest oczywiście inna: perspektywa kobiety z perspektywy
kobiety, nic pośrodku
środa, 22 czerwca 2022
Watcher, reż. Chloe Okuno (2022)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz