niedziela, 26 czerwca 2022

Zero Woman: Red Handcuffs, reż. Yokio Noda (1974)

 
Zaczyna się znajomo: młoda kobieta, Rei, daje się poderwać i upić w nocnym klubie i nieprzytomna (czy na pewno?) trafia z typem do hotelowego pokoju. Typ, jak się okazuje, jest psychopatycznym mordercą i kiedy on zajmuje się rozpakowywaniem narzędzi zbrodni, ona nie odgrywa już zamroczonej i, po krótkiej walce, zabija go, strzelając w genitalia.

Później jest bardziej w temacie "Ucieczki z Nowego Jorku": chociaż bohaterka jest policjantką, trafia do więzienia za wspomniany akt samosądu na amerykańskim dyplomacie. Jednak gdy banda zwyroli porywa córkę ważnego polityka, Rei dostaje ofertę zwolnienia – musi tylko uratować dziewczynę i pozbyć się każdego z jej oprawców. 
 
Jest to bardzo efektowne, ale inaczej, niż można początkowo oczekiwać. Mimo popisowego prologu, moc sprawcza Rei jest ograniczona. Udaje się jej dostać w szeregi porywaczy, ale nim na dobre zacznie robić swoje, będzie obnażana, bita, torturowana, gwałcona, będzie też bezradnym świadkiem kolejnych aktów przemocy. 
 
Pomijając porwaną dziewczynę, nihilizm rozlewa się w filmie Nody na wszystkich. Nihilistyczni są bezwzględni przestępcy – kiedy jednak giną z rąk policjantów, wyrażają szczere obywatelskie oburzenie, że nieprzestrzegający reguł stróże prawa są z tej samej zepsutej gliny, co oni. Nihilistyczny jest cyniczny i niemoralny polityk, który, obawiając się skandalu, gotów jest poświecić swoją "splamioną" córkę. Nihilistyczna jest wreszcie Rei, choć w szczególny sposób. Milcząca, z twarzą niezdradzającą emocji, jest wyraźnie inspirowana Nami Matsushimą z eksploatacyjnej serii "Female Prisoner". W przeciwieństwie do przypisanej Nami czerni, kolorem Rei jest czerwony: czerwony płaszcz, pistolet, odznaka i czerwone kajdanki, przywodzące na myśl broń z filmów wuxia. Jak Nami, Rei to również ostatnia sprawiedliwa w zdeprawowanym świecie i już nie do końca człowiek. Tytułowe zero – przydomek, który sobie nadaje, to jej filozoficzny manifest, łączna suma tego, czego spodziewa się po ludzkości. 
 
Nihilistyczna wydaje się nawet ekspresja filmu – kiedy bliżej zakończenia Rei próbuje ocucić porwaną dziewczynę, robi to za pomocą tak długiej serii wymierzonych policzków, szarpania i podtapiania w kałuży śmieci, że przekracza granicę, za którą akt pomocy przechodzi w akt przemocy.
 
Bardzo zresztą wymowne, że finał rozgrywa się wśród śmieci. W opuszczonym miasteczku (czy może dzielnicy) będącym niegdyś miejscem stacjonowania amerykańskiego okupanta. W kinie eksploatacji – z zasady kontrkulturowym, szyderczym w odniesieniu do głównego nurtu i rzeczywistości wierzącej w ład – śmieci są mniej więcej tym, czym krzyki w filmie Żuławskiego, prawie wszystkim. Śmieci – to, co zniszczone i niszczejące – to najbardziej dosłowne z obrazów rozpadu. Jeden z użytkowników Filmwebu wysunął wniosek, że finał "Zero Woman" wziął się z "Popiołu i diamentu" i jest pochodną dużej popularności w Japonii filmu Wajdy. Nie wiem, ale to możliwe. Te wysypiska rzeczywiście są do siebie podobne, chociaż które nie są?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz