środa, 16 listopada 2022

God's Country, reż. Julian Higgins (2022)

 

"God's Country" to – podobnie jak poprzedni film Juliana Higginsa, krótkometrażowy "Winter Light" z 2015 – adaptacja opowiadania Jamesa Lee Burke'a z niewydanego u nas zbioru "Jesus Out to Sea". Żałuję, że nie znam ani krótkiego metrażu, ani literackiego pierwowzoru, oba opowiadają o uniwersyteckim profesorze wchodzącym w konflikt z myśliwymi nielegalnie wkraczającymi na jego posesję. Bohaterką "God's Country" jest z kolei kobieta, i jest to, jak sądzę, znacząca zmiana. Chociaż w "boskiej krainie", mroźnej Montanie, konflikt wyrasta na kilku płaszczyznach: klasowych, rasowych, ideologicznych, to właśnie te płciowe wydają się kluczowe, nie do przekroczenia.

Zaczyna się od lekceważenia. Nie chodzi nawet o to, że myśliwi samowolnie parkują samochód na posesji Sandry, ale że są w tym aroganccy, a kolejne próby dochodzenia przez bohaterkę swoich racji spotykają się z coraz to jawniej pogardliwym i agresywnym oporem. Od jednej słownej potyczki do drugiej, od małych rzeczy, które dużo znaczą, do przemocy wprost, konflikt rośnie, eskaluje, wybucha ogniem.

Akcja rozgrywa się w trakcie siedmiu dni, co – podobnie jak tytuł – niedwuznacznie odsyła do starotestamentowego mitu stworzenia, niedwuznacznie, ale przewrotnie. Stworzony w siedem dni świat rozpada się również w siedem.

Trochę ze starego testamentu (tylko trochę) jest też bohaterka: Sandra jest tą obcą, outsiderką, kobietą, która straciła dom i nie odnalazła go w nowym miejscu, "wygnaną" doświadczaną przez los/przez Boga. Z innej strony – a może tej samej – to niemal westernowa figura samotnej sprawiedliwej. W swojej twardej skorupie i cichej dumie jakoś podobna do postaci kreowanych wcześniej przez Eastwooda czy Bronsona, a jednak diametralnie różna, bliższa natury i rozumu jednocześnie.

Wspaniała w tej roli Thandie Newton przypomina graną przez siebie Maeve z nieodżałowanego "Westworld" – obie bohaterki to podobnie inteligentne i silne postacie czułych kobiet w quasi-kowbojskiej nieczułej rzeczywistości, ale Maeve jest efektowna, a Sandra raczej powściągliwa, przede wszystkim sugestywna, wygrana na półtonach, milczącym spojrzeniu, zawsze jakby trochę nieobecna, przejmująca, zatopiona we własnych myślach a przecież zawsze czujna, skupiona. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz