Przypomina wywodzące się z mumblecorowego źródła niskobudżetowe horrory sprzed pół dekady i nieco starsze, filmy jak "After Midnight" Jeremy'ego Gardnera i Christiana Stelli (2019), "Creep" Patricka Brice'a (2014) czy nawet "Resolution" Bonsona i Moorheada (2012), w których 85% fabuły to neurozy bohatera/bohaterów, 15% efektowny finał. Ale udany jest w 100% – podobnie niskobudżetowy jak wyżej wspomniane, jest mniej manieryczny/narcystyczny, także dlatego, że nowozelandzki – i choć ostatecznie szalony, również niewymuszenie zabawny i przejmujący jako opowieść o Ianie, paranoiku wyruszającym w busz, zbyt jednak wystraszonym i antyspołecznym, aby choćby wyminąć parę turystów na szlaku. Tom Sainsbury – także reżyser i scenarzysta filmu – jest w tej roli znakomity: prawdziwy, samotny, bliski, ale też niepokojący. Nie ma wątpliwości, że intuicyjny strach odczuwany przez Iana przed nieokreślonym zagrożeniem jest słuszny, trudno jednak odgadnąć, czy złe przyjdzie z lasu, od przypadkowych kompanów, czy może z jego nadwyrężonej psychiki. Rebusowo spoilując zdradzę tylko, że doskonały finałowy akt jest jakby go Sam Raimi do spółki ze Spielbergiem napisali.
Trust your fear.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz