środa, 2 listopada 2022

Świnka, reż. Carlota Martinez-Pereda (2022)

Stylowy hiszpański horror o otyłej nastolatce dręczonej przez koleżanki to niekoniecznie ten rodzaj filmu, którego można się w pierwszej chwili spodziewać. Żadna tam Carrie z nadwagą i spektakularna zemsta. Przemoc wraca do oprawczyń, wraca nawet rykoszetem, ale z niespodziewanej strony i nie jako kulminacja, ale jako zwrot akcji. To niecodzienny i bardzo udany film. Spójny, choć wygrany skrajnościami, zanurzony w różach i fioletach jak dziewczęcy pamiętnik i jak tusza na rzeźnickim haku, czuły horror o tym, że człowiek to też zwierzę, mięso, które oddycha, cierpi. Porównanie zaczyna się od bohaterki – Sary, z czasem rozlewa na innych. Początek "Świnki" ma miejsce w sklepie mięsnym, kulminacja w nieczynnej rzeźni. Kiedy w jednej z początkowych scen newsowy komunikat informuje o byku, który w trakcie corridy uciekł z areny i zaatakował widzów, trudno nie pomyśleć o zaszczutej nastolatce. Ale takim agresywnym bykiem może być również szalejący w filmie morderca, trochę sprzymierzeniec Sary (pojawia się na scenie niemal jak emanacja jej gniewu), a trochę jeszcze jeden prześladujący ją cielesny upiór. Nie ciało jednak, ale strach jest w "Śwince" najważniejszy, kluczowy, a więc zwierzęcy, wspólny katom i ofiarom. Chłopak oferujący pomoc Sarze, chwilę później zdradza jej tajemnicę jak lękliwe dziecko, pozorna neutralność dawnej koleżanki przechodzi w niepozorny jad; w sytuacji granicznej niknie za to agresja tej wcześniej najaktywniejszej z prześladowczyń, nigdy nie wiadomo. Empatia nie dotyczy w filmie Martinez-Peredy tuszy – tu nie ma czego współczuć – ale właśnie strachu: samotna, osaczona Sara, kiedy szamocze się i popełnia kolejne błędy, z trudem wydobywa z siebie słowa, mówi jakby brakowało jej powietrza, głos przechodzi w pisk, w ledwie słyszalny szept.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz