Jest
coś zadziwiającego w tym filmie, surowym w przedstawieniu,
realistycznym, ale z mocno akcentowanym elementem obcości. Zadziwiające
są sceny przesłuchań: galeria podejrzanych mężczyzn, narcystycznych i
szowinistycznych małomiasteczkowych potworów, z których każdy kolejny
mógłby być tym, który zabił. Po drugiej stronie dwóch z policjantów:
starszy Marceau, który wcale nie chciał tej roboty, "marzył żeby zostać
nauczycielem francuskiego, przekazywać jego wielkość", i młodszy Yohan,
inteligentniejszy od kolegów, introwertyczny, niewinny w swojej
odrębności. W kapitalnej scenie rozmowy z sędziną mówi: "Coś jest nie
tak między nimi [podejrzanymi mężczyznami] a kobietami" tonem, jakby
mówił o niepojętej anomalii, o kryzysie rzeczywistości.
Opowiadający
o śledztwie w sprawie zabójstwa 21-letniej Clary, film Dominika Molla
wpisuje się w tradycję inspirowanych faktami dużych, choć lokalnych,
kryminałów o nierozwiązanych zbrodniach, filmów jak "Zagadka zbrodni"
Bonga Joon-ho (2003), "Zodiak" Davida Finchera (2007) czy "Niech Bóg nam
wybaczy" Rodrigo Sorogoyena (2016), ale przypomina je głównie w punkcie
wyjścia. Zrealizowany z mniejszym rozmachem, jest mniej "stylowy", w
naturalnych obrazach niemal kameralny, bardzo przy tym ekscentryczny,
filozoficzny: zbrodnia to wyrwa, przez którą do rzeczywistości wlewa się
absurd; jako taka "Noc 12 października" przypomina film Davida Lyncha
wyczyszczony z surrealizmu i metafizyki. To skojarzenie wydaje się
zresztą celowe i świadomie przez Molla podprowadzane: Clara to kolejna
Laura, Yohan to kolejny Cooper, tu również tajemnica jest nieuchwytna.
Od rozpoczynającej film informacji o statystykach nierozwiązanych spraw,
wiemy, że zbrodnia na Clarze pozostanie nierozwiązana; pytanie, jak
radzić sobie z tą niesprawiedliwością, jest ostatecznie równie ważne,
jak pytanie "kto?". Jakąś odpowiedź, gorzką, choć niepozbawioną czegoś
jaśniejszego, daje druga część, rozgrywająca się w trzy lata po
zabójstwie, w 2019 roku, w rzeczywistości wyraźnie dojrzewającej.
Wcześniej jest scena, w której jeden z policjantów ma już dosyć i
krzyczy na kolegę, aby zatrzymał samochód na środku drogi do miasta,
wychodzi, idzie gdzieś w przyrodę, w stronę gór, do końca filmu już nie
wraca (wysyła jedynie pocztówkę ze zdjęciem goryczki)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz