środa, 6 lutego 2013

Deliria (Stage Fright), reż. Michele Soavi (1987)


Po raz pierwszy obejrzałem "Delirię" przed miesiącem i z miejsca uznałem film Soaviego za jeden z najlepszych w swoim gatunku. To efektowne audiowizualnie połączenie slashera ze stylistyką filmu giallo (a może po prostu włoski slasher). Rzecz początkowo nieco chaotyczna dramaturgicznie, ale nadrabiająca z czasem z nawiązką. To też udana próba ubarwienia gatunku przez odwołanie się innej, powiedzmy - wznioślejszej ze sztuk; trochę jak "Opera" Argento, którą podobnie B-klasowy i nieunikający kiczu, ale zrealizowany staranniej film Soaviego przewyższa. To wreszcie slasher autotematyczny, tyle że w dalece ciekawszy sposób, niż dzieje się to nowych filmach gatunku, niepoprzestający na mało odkrywczym i raczej nudnym już rozpoznawaniu gatunkowych schematów i ich pastiszowaniu. 

W rozgrywającym się niemal w całości w zamkniętych wnętrzach filmie Soaviego, grupa aktorów przygotowuje w teatrze musical o seryjnym mordercy. Sceniczne próby zakłócone zostają przez pojawienie się w okolicy prawdziwego psychopaty, którym okazuje się być zbiegły z pobliskiego szpitala psychiatrycznego szalony aktor. Reżyser przedstawienia nie przerywa prób, ale kierowany dobrze się sprzedającą aktualną sensacją, zmienia fabułę spektaklu tak, aby w bezpośredni sposób odnosiła się ona do wydarzeń rzeczywistych, czym przygotowuje grunt dla działań mordercy, stającego się od tego momentu zarówno reżyserem swojego własnego show, jak i jego najważniejszym odtwórcą.

Samo przejście ze spektaklu odgrywanego, do spektaklu rozgrywającego się na żywo, odbywa się tu w sposób tak dosłowny, i brutalny, jak to możliwe. Przebrany za aktora (w masce sowy, z którą już nie będzie się rozstawał) i mylnie za niego brany morderca, instruowany przez reżysera, na oczach pozostałych członków ekipy, zabija na scenie jedną z aktorek. Obserwujący go bohaterowie, dopiero z czasem zdając sobie sprawę z tego, co widzą, zamierają ze strachu, ale również w swego rodzaju fascynacji. Tak jakby śmierć "na żywo", której są świadkami, zobaczyli na chwilę - w tych szczególnych okolicznościach - jako spektakl doskonały; sztukę, do której sami w żaden sposób się nie zbliżą.

Ta bardzo mocna sekwencja, jedna z najbardziej dwuznacznych, jakie w B-klasowym horrorze w ogóle widziałem, z punktem ciężkości nakierowanym na relacje między zbrodnią w sztuce, a zbrodnią realną, znajduje swego rodzaju dopełnienie i w innej, mniej dosłownej warstwie filmu, konsekwentnie opowiadanego i stylizowanego przez Saoviego w taki sposób, aby wpleść w jego fabułę jak najwięcej tropów nakierowanych na kino. Już nie tylko związane z gatunkiem horroru, ale kino w ogóle. Zwykle są to nawiązania raczej drobne, jak stroje bohaterów (reżyser przypomina postać z westernu, producent z filmu noir), czy pozornie nieistotne rozmowy, ale trafiają się i wyrazistsze, jak w scenie, w której Soavi rezygnuje na chwilę z charakterystycznego muzycznego podkładu grupy Goblin, i ilustruje całość muzyką, która brzmi jak wyjęta z klasycznego hollywoodzkiego filmu z lat 30-tych lub 40-tych. 

Ponad wszystkim jednak "Deliria" to znakomity slasher. Efektowny, dobrze napisany, niejednokrotnie przerysowany (zabawnie, ale nigdy w kierunku parodii czy pastiszu) i wcale nieźle zagrany, w którym największe wrażenie wywarła na mnie, dosyć charakterystyczna dla włoskiego filmu grozy obrazowość. Często teatralna (w przypadku tego filmu teatralna jeszcze bardziej), kiczowata, ale w swojej dosłowności i skupieniu się na detalu w osobliwy sposób piękna. Chciwy producent na chwilę przed zaszlachtowaniem nie wydaje z sobie okrzyku, nie woła o pomoc, ale kieruje w kierunku mordercy dłoń, w której trzyma zwitek banknotów. Z kolei uciekająca przed mordercą bohaterka, biegnąc w kierunku zamkniętych drzwi, na całą jej długość wyciąga przed siebie dłoń z kluczem do nich, co kamera pokazuje przez kilka sekund w świetnie sfotografowanym zbliżeniu... W kategoriach realizmu ta scena wygląda jak wyjęta z kreskówki, ale tu ma w sobie coś prawdziwie poetyckiego, slasherowo-poetyckiego, trafia w sedno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz